piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 10

Miał być długi, a niestety jest krótki. Miał być ciekawy, a nie wiem czy jest tu coś ciekawego, lecz żywię głęboką nadzieję, iż spodoba wam się ten jakże jubileuszowy rozdział 10! No i ujawniam to, że Ryunne trochę walczyła pod okiem naszego sławnego Kuchiki Byakuy'i, czyli Bakusia dlatego też daję jego zdjęcia! Bakusiu do akcji, a może dostaniesz jakąś ważną rolę w moim opowiadaniu! "Rozprosz się, Senbonzakura" ^^ no cóż już czuję, że mi odwala (i dzięki tobie Bakusiu-chan wrzucam wszelkie rzeczy przypominające katanę w ziemię z nadzieją, iż gdy powiem "Bankai" stanie się cud i będę wiedziała, że jestem Shinigami)




"[...]Wspaniałe jest to uczucie, trzymając ciebie w dłoniach,

 nareszcie mogę ujrzeć twój najprawdziwszy blask i moc[...]"


Przebywałam w pomieszczeniu, gdzie wcześniej się obudziłam. Był tu także Urahara, który miał zamiar w ciąg najbliższych godzin lub minut ściągnąć pieczę założoną na mnie oraz Apokalipsę. Za jakiś czas obie miałyśmy być wolne od ograniczeń. Obie miałyśmy połączyć się znów w pełni, nie tak jak teraz, gdy mogę z nią tylko rozmawiać. Będę mogła stać się z nią jednością i walczyć u jej boku. Zobaczyć jej Shikai i Bankai. Pragnęłam znów uśmiechnąć się spoglądając na ojca i poczuć radość w sercu, gdy będę przebywać w domu. 
- Ryunne połóż się na macie i spróbuj zdrzemnąć się, gdy się obudzisz będziesz tym kim kiedyś - podał mi instrukcje. 
Zrobiłam tak jak kazał i zamknęłam oczy. Próbowałam usnąć, lecz coś mi nie dawało spokoju. Czy to co teraz robił Kisuke było bezpieczne? Nie wiedziałam czy ufałam Sklepikarzowi. 

****************

Raptem ogarnęła mnie ciemność, a później ujrzałam przed sobą Apokalipsę. Dziewczyna chyba mnie nie widziała. Jej oczy były mroczne i wyczuwałam od niej niepokój. Zanpaktou klęczała na moście. Ujrzałam, że nie ma opaski na oku co było dziwne. Nie wiem czemu, ale ona przypominała mnie. Zamiast swojego charakterystycznego kimono miała czarne, zwykłe kimono. 
Wtem znalazłam się w jej ciele. Wyczuwałam dziwną, nadprzyrodzoną moc głęboko we mnie. Moje serce biło szybciej. 
Mój wzrok był utkwiony w katanie leżącej na podłożu. Do moich oczu napływały łzy. 
"Nareszcie osiągnęłam Bankai! Jesteśmy teraz jednością Apokalipsa! Jesteśmy jednością!" 
Słyszałam jak krzyczał mój umysł. Czy to była scena, gdzie osiągnęłam najwyższą formę? Wiedziałam, że to ja klękałam na moście. To byłam ja. Najwidoczniej podczas Bankai zmieniał się mój wygląd, który połączał mnie oraz Apokalipsę. Stawałam się wtedy podobna do swojego zanpaktou. Miałam jej oczy, włosy i twarz. Reszta należała do mnie i tylko do mnie. 
~ Ryu, od teraz stawajmy się coraz silniejsze i silniejsze! Bądźmy potężniejsze od każdego Shinigami! ~ krzyczała Apokalipsa. 
- Apo-chan, niech nie zawładnie tobą chciwość. Nie możemy ot tak sobie stać się silne. Ja pragnę powoli uzyskiwać moc - szepnęłam. 
Głos, który wydobywał się z mojej krtani był ostry. Ja karciłam swoją Apokalipsę. Ona chciała potęgi i władzy. Zastanawiało mnie co nią kierowało. Czemu była taka. Nie widziałam jej teraz w dobrym świetle. 
~ Ry-kun... ~ zająknęła się. 
Z mojego gardła wydobył się szorstki śmiech. 
- Apokalipsa czemu ostatnio stałaś się taka żądna wszystkiego co przewyższa każdego? Co się z tobą stało? Nigdy taka nie byłaś. Nigdy - rzekłam. 
~ Ryunne, każde zanpaktou pragnie tego. Zrozum ten fakt. Bo gdy osiągniemy wysokie podium i tak chcemy więcej i więcej. Taki jest tok mojego myślenia... 
- To niech się zmieni - syknęłam. - nie zamierzam posiadać katany, która usiłuje osiągnąć pełni mocy. - zagroziłam jej. 
~ Ale...
- Żadne "ale", Apokalipso! - wykrzyknęłam. - Czy ty nie rozumiesz mnie? Przez to co chcesz mieć możemy zostać wygnane i tak już nas trzymają pod kluczem. Jesteśmy po to aby chronić Shinigami, którzy nie są silni. Żyjemy po to aby nabywać nowych umiejętności...
~ I nie mamy prawa kochać ~ dokończyła smutnym głosem. 
Uśmiechnęłam się szeroko. 
Nie mam prawa kochać? Jak to możliwe? Jak nie można kochać? Byłam zszokowana tym co mówiłam, lecz wiedziałam, że teraz się różnię od tej dawnej mnie. 
- Dokładnie. Miłość nas niszczy i zabiera to co było dobre. Osoba, którą kochamy zmienia nas, a czy możemy sobie pozwolić na zmianę? - skierowałam do niej pytanie. 
~ Nie ~ odpowiedziała cicho. 
- Bo zmiany są złe - powiedziałyśmy razem. 
Wstałam i schyliłam się po katanę. Uniosłam ją do góry. 
Niebo było czarne i zaczęły niedaleko uderzać pioruny. Moje zanpaktou zaświeciło się światłem, które każdą inną osobę by oślepiło, ale nie mnie. Powieki miałam szeroko rozszerzone. 
Wewnątrz mnie czułam ciepło, które rozchodziło się po moim ciele w błyskawicznym tempie. Cała się spięłam, a po chwili wszystko znikło. 

**************

Pojawiłam się w miejscu, które wyglądało jak plac do ćwiczenia strzelania z łuku, ale to nie było to. Za mną czułam wiele osób wpatrzonych we mnie zaciekawionymi oczami. Słyszałam szepty, w których co jakiś czas pojawiało się moje imię. 
Uśmiechnęłam się szeroko i wycelowałam swoją rękę w tarczę. 
- Droga zniszczenia numer cztery, Biały piorun.
Z moich paców wystrzeliła błyskawica o niewielkiej średnicy. Zderzając się z celem rozbiła go na kawałki. 
Z tyłu usłyszałam oklaski i wiwaty. 
- Ryunne Kenpachi, jak zawsze wspaniale się spisałaś - rzekł mężczyzna stojący obok mnie, który był ubrany w czarne kimono. 
Później pojawiły się wszystkie wspomnienia dotyczące Akademii. 

**************

Zobaczyłam przed sobą ojca, który siedział za biurkiem. Jak zawsze był uśmiechnięty. 
- Ryu, jak idzie ci nauka? - zapytał. 
- Ojcze każdy nauczyciel mówi, iż jestem świetna. Kidou, Hohō* oraz Zanjutsu** idą mi wspaniale, lecz Hakuda*** idzie mi najgorzej może, dlatego że po prostu wolę posługiwać się kataną. To lepiej na mnie działa - tłumaczyłam. 
- Musume, widać, że odziedziczyłaś przynajmniej to po mnie. Katana jest dla nas jak ręka. Bez niej nie przetrwamy. Szermierka sprawiła, że jestem tak silny bo gdyby nie ona nie byłbym tym kim jestem...
Ojciec znikł. 
Pojawiały się w tym momencie wspomnienia z życia w domu, na poznawaniu siebie, a także kultury Shinigami. 

**************

Stałam na przeciwko potwora z maską, która wyglądała jak twarz. Monstrum było gigantycznych rozmiarów. Jego ciało było czarne i pod głową miał kolce. W połowie miał wielką dziurę. Jego łapska były obrzydliwe. 
Westchnęłam cicho i wyskoczyłam w jego stronę. Przygotowałam ostrze do ataku i zadałam cios w jego pysk. Wywinęłam salto i stanęłam po drugiej stronie tego giganta. Obrzydlistwo ryknęło po raz ostatni i znikło. 
- Ryu-chan, dobrze sobie poradziłaś z tym Gillianem**** - usłyszałam głos zza siebie. 
Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam mężczyznę, który miał czarne włosy do ramion, w których były powpinane porcelanowe spinki. Miał na sobie białe haori oraz seledynowy szalik. Jego twarz była ponura, a szare oczy wpatrywały się we mnie z ukrytą fascynacją. 
- Dziękuję, Kuchiki taicho***** - powiedziałam uśmiechając się. 
Ukłoniłam się lekko.
Każda walka powróciła do mnie. 

**************

Poczułam ból w klatce piersiowej, który rozchodził się po całym ciele. Czułam się jakbym płonęła. Pot ciekł po moim ciele. Słyszałam jak wydobywa się z mojego gardła krzyk. Nie wiedziałam czy to wspomnienie czy uczucie dotyczące łamania pieczęci. Odzyskałam już większość zdarzeń. 
Wiedziałam jak nazywają się wszyscy kapitanowie. Przypomniałam sobie o tym kim kiedyś byłam, czyli osobą, którą teraz już nie jestem. Zastanawiało mnie to czemu tak się zachowywałam, ale czułam, że chyba coś ukrywałam. 
W mojej duszy kryło się coś mrocznego co nie dawało mi wtedy wolnej ręki tylko zmieniało mnie oraz Apokalipsę. Niszczyło. 
Moje serce zabolało tak jakby było wbijane w nie tysiące igieł. Apokalipsa wdrapywała się coraz bardziej na wierzch mnie. Czułam jej dobre intencje. Jej dobry umysł. 
To Urahara to robił. Dlatego mówił, iż będzie to dla mnie trudne, ponieważ ten ból mnie paraliżował i zżerał. Każdy najmniejszy ruch równał się z cierpieniem. Każda myśl była udręką. 
Ścisnęłam mocno dłoń i uderzyłam nią o podłogę. Nie poczułam nic prócz łaskotania. 
To uczucie było dziwne. Tak jakby ktoś wyrywał mnie z ciała. Tak jakby ktoś próbował mnie uwolnić od tego wszystkiego. To było jak robienie sobie ran na ciele. Ból rozpaczy, a także i szczęścia. 
Po chwili ustąpił, a kolory zaczęły powracać. 

*************

Nie leżałam już na macie, lecz na podłodze. Obok mnie siedział Urahara, który uśmiechał się szeroko. Uniosłam się na łokciach i...
Zdziwiłam się temu co ujrzałam po drugiej stronie pokoju. Tam, gdzie wcześniej przebywałam leżało moje ciało. Takie spokojne i opanowane. Moje oczy były zamknięte. 
Spojrzałam z rozdziawioną buzią na Kisuke. 
- Spójrz na siebie, Ryu-chan! - krzyknął wesoły. 
Spuściłam oczy na swoje ubranie. Miałam na sobie kimono takie jak nosił każdy Shinigami, a u pasa miecz. Gdy zobaczyłam katanę moje serce ucieszyło się. Miałam ochotę skakać z radości. 
Pogładziłam dłonią rękojeść czując ciepło pomieszane z zimnem bijącym od Apokalipsy. 
- Nareszcie - szepnęłam. 
Wstałam z podłogi i wyjęłam zanpaktou z pochwy. Dotknęłam drugą dłonią ostrza, które było lodowate jak lód. 
- Wspaniałe jest to uczucie, trzymając ciebie w dłoniach, nareszcie mogę ujrzeć twój najprawdziwszy blask i moc - wyszeptałam. 
Dojrzałam także inskrypcje, które wcześniej ukazała mi Apo-chan. Na żywo, w prawdziwym świecie były jeszcze piękniejsze. 
- Ryunne, musimy szybko iść! - rozkazał Kapelusznik w sandałach. - Jak będziemy długo zwlekać mogą wystąpić skutki uboczne!
- Hai! 

*Hohō - (歩法, Zwinność); mianowicie "Szybki Ruch": Nazwa jednej z czterech umiejętności Shinigami. Odnosi się do nóg.
** Zanjutsu (斬術, Szermierka) jest to jedna z czterech podstawowych form walki Shinigami, jak to powiedział Sōsuke Aizen. Opiera się na walce samym mieczem, nie na korzystaniu z mocy uwolnionej formy.
*** Hakuda (白打, Walka Wręcz) jest to ogólne określenie technik, które korzystają z własnego ciała jako broni. Kapitan 2. OddziałuSuì-Fēng przoduje w tym stylu. Szybkie Taijutsu (体術, Umiejętności Ciała) są wykorzystywane do ataków. Siła fizyczna i umiejętności są określone przez tą klasę. Wydaje się to również połączenie kilku sztuk walki.
****Gillian (ギリアン [最下大虚], girian; po hiszpańsku "Niezliczone Stworzenia"): To ogromne, silne i głupie stwory. Zwane są także Menos Grande (メノスグランデ [大虚], menosu gurande). Poradzi sobie z nimi Shinigami o randze szóstego oficera, jednak w dwu-trzyosobowych grupach niemal każdy Shinigami z rangą oficerską da im radę.
***** taicho - kapitan

2 komentarze: