Tak jak w tytule, zawieszam bloga na czas nieokreślony, ponieważ moja wena sięgnęła zenitu i nic z niej na tą chwilę nie wycisnę, ale gwarantuję powrót na początek 2014 :33
A teraz życzę wam Wesołych Świąt, dużo wymarzonych prezentów oraz ciepłej rodzinnej atmosfery oraz Szczęśliwego Nowego Roku, który przyniesie wam wiele nowych możliwości i wydarzeń :)
Opis biorę z: C'est la vie mon ami Neverli jest oficjalnie moją postacią, więc proszę o niekopiowanie jej do innych opowiadań :) Wiem, iż Never jest "dziwadłem", lecz już takie prawo natury, że taka powstała w naszych oczach, a także ta historia, czyli C'est la vie mon ami jest parodią wielu uwielbianych przez nas anime :P Neverli nosi standardowy czarny strój schinigami ( po naszemu czarny szlafrok) u boku ma przepasany Zanpaktou. Jak przystało na Polaka nosi skarpety z sandałami. Kiedy jest w sztucznym ciele ( gigai ) ubiera się w czerwoną bluzkę na ramiączka i czarne krótkie spodenki oraz jak na dzisiejszą młodzież przystało ma czerwone, krótkieconverse. Jej oczy są koloru czarnego, z resztą tak samo jak jej włosy na głowie. Fryzurę skopiowała od Rukii ( Bleach ) , ale twierdzi, że było na odwrót i tak rozpoczęła się wojna między nimi. Jej ulubionym zajęciem jest wybijanie własnej rasy oraz brudzenie krwią ( nie koniecznie swoją )samochodu Misy. Jej marzeniem jest poznanie Sebastiana Michaelis, jej duchowego mentora. Po godzinach lubi knuć przeciwko znajomym z Herbacianym Królem (Aizen'em), jak twierdzi to ją odpręża. Prawdopodobne jest to, iż Aizen uzależniła ją od siebie. Musi mu pomagać, gdyż nie dostanie swojej herbaty, od której się uzależniła. Nie wiadomo co on dodaje do tej herbaty dosypuje, jednak ta wersja tłumaczyłaby jego psychozę (myśli, że jest Supermenem), która może być spowodowana nadmiernym użyciem środków odurzających.
Od dwóch tygodni czytam mangę Bleach z faktu, że skończyłam anime, no to pora na mangę, prawdaż? I tak generalnie miałam problem, ponieważ nie mogłam znaleźć od pierwszego rozdziału, więc co zrobiłam? Czytam od 480 xD akurat w tym momencie zaczyna się arc - Tysiącletnia Krwawa Wojna :P Idealnie :) I ryczałam jak Izuru zginął - ludzie powiedzcie mi za jakie grzechy?
Tak Izuru jest jedną z moich ulubionych postaci i stwierdziłam, że i tak czy siak u mnie będzie żył, bo ja nie chcę jego śmierci! Co prawda innych, którzy zginęli w tym arc'u uśmiercę, tak jak pan Tite Kubo <3 Kocham tego kolesia, jest cudowny, dziękuję mu na kolanach za tak wspaniałe dzieło jakim obdarował swoich fanów :D
Takie mini info: rozdział 25 - 30, gdzieś w tych granicach pojawi się Hueco Mundo, czyli porwanie Inoue i mała niespodzianka. Tak skończywszy Soul Society będzie leciało wszystko chronologicznie tak jak w anime oraz mandze, a więc: Hueco Mundo, walka z Aizenem w Karakurze, Fullbring oraz Tysiącletnia Krwawa Wojna. Oświadczam także, iż wcisnę, gdzieś pomiędzy własne wątki takiego typu, że wrzucę postaci z innych anime np. Hellsing, Kuroshitsuji itd. a więc przygotować się na dawkę nowości! A i pojawia się postać z: C'est la vie mon ami bloga, którego prowadzę z koleżankami :) A teraz rozdział 20
""Oficjalna morderczyni Shinigami"?"
Zamiast spoglądać na Kapitana Głównodowodzącego moje oczy były utkwione w Ichigo. Chłopak patrzył na mnie błagająco. Usta mu drgały jakby chciał wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, lecz nic nie dosłyszałam.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę o coś walnąć, a najlepiej o coś twardego. Pragnęłam w tej chwili bólu. Przełknęłam ślinę i wyczułam czyjąś obecność tuż u swojego boku. Zaczęłam się rozglądać, a inni przyglądali się moim czynnościom. W ciemnym koncie dostrzegłam te same ciemne, znajome oczy Apokalipsy, w których pobudzona była złość. Moja Zanpaktou bez opanowania wyskoczyła z mroku i wylądowała tuż przed Genryusai'em. Wszyscy wciągnęli głośno powietrze.
Kurosaki patrzył to na mnie to na wściekłą Apo. Dostrzegłam w jej ruchach chęć mordu. Stała zaledwie parę metrów przed Yamamoto, który spojrzał na nią raz, a potem jego oczy znów spoczęły na mnie.
- Ty stary, głupi, Kapitanie Głównodowodzący! - wrzasnęła z płaczem. - Jakim prawem nam to zrobiłeś?! Jakim prawem?!
Apokalipsa miała coś w sobie takiego, że dostrzegałam kiedy ma ochotę się na kogoś rzucić ze swoimi ostrymi jak brzytwa pazurkami oraz kataną, która mogła przeciąć wszystko i wszystkich. Nasza moc w mniemaniu mojej zanpaktou była niewyobrażalnie wielka. Każdy kto stałby w mniejszej niż dwadzieścia metrów odległości od nas padłby, ale to tyczyło tych najsłabszych. Co do Shinigami rangi kapitańskiej czy vice kapitańskiej - oni jakoś dawali sobie radę z tym.
Staruszek nie odpowiedział na jej pytanie, więc ta postanowiła rzucić się na niego, lecz orientując się w tym co ona chce zrobić, prędkością shunpo podbiegłam do niej i stanęłam pomiędzy nią, a Genryusai'em.
- Przestań! - krzyknęłam.
Poczułam wyrazisty ból kości, stawów. Moje płuca jakby wybuchły. Rozdzielające cierpienia rzuciły mną o podłogę. Zwijałam się z bólu. Czułam jak głowa mi pulsuje, jakby ktoś odrywał mi ją. Złapałam się obiema rękoma po obu stronach czaszki i wydałam z siebie gardłowy dźwięk.
Zacisnęłam mocno powieki.
Wiedziałam, że klęczy obok mnie Kapitan Unohana, która przytrzymuje całą swoją siłą moje ręce, a zaś Isane pobiegła gdzieś. Ichigo trzymał moją głowę na swoich kolanach i delikatnie gładził mnie po włosach niczym siostrę i szeptał coś bardzo cicho.
~ Ja tak bardzo ją kocham... ona... ona... nie może żyć w takich ubolewaniach... to nie dla niej, ona jest za delikatna... Ryunne, cholera, proszę zbudź się! ~ słyszę jego myśli w mojej głowie.
Jakim cudem słyszę jego własne myśli, z którymi walczy wewnątrz siebie? To nie jest możliwe abym mogła dosłyszeć jego rozmyślania chyba, że... chyba, że...
- Jestem na skraju śmierci - szepczę nie swoim głosem. - Ja... umieram... i to wszystko przez...
Nie wypowiadam ostatniego słowa, lecz jedno imię huczy mi w głowie:
Genryusai'a Yamamoto, - nie nienawidzę, lecz stwierdzam,to wszystko przez niego! - tym potwierdzam.
I to wszystko przez niego się stało, to jego wina. To on odebrał mi moce, odebrał mi Apokalipsę. Nie miałam tego co kochałam, żyłam w kłamstwie, a teraz...
Teraz przyszedł czas na zemstę, Genryusai Yamamoto!
Teraz twoja kolej
**********************************
- To wszystko twoja wina!
Ryunne wstaje na równe nogi i wskazuje na Kapitana Głównodowodzącego przy czym cała drga. W jej oczach widzę łzy, łzy pomieszane z krwią. Łzy bólu. Apokalipsa ówcześnie zniknęła, zapewne zaszyła się w swojej mistrzyni i wyczekiwała przyszłych zdarzeń. Ja nadal klęczałem na podłodze i spoglądałem z dołu na dziewczynę. Moje oczy rozszerzyły się mimowolnie powoli rozumiejąc jej słowa.
- Nie mogę uwierzyć, że śmiesz spoglądać na mnie takimi spokojnymi oczami! Znam cię dobrze, Genryusai Yamamoto! Tak jak każdego innego Shinigami rangi kapitańskiej! To nie jest wybaczalne... - załkała. Osunęła się na kolana i zakryła dłońmi swoją bladą twarz. Słyszałem jak mówi coś pod nosem i przełyka ślinę. Przytuliłem ją do siebie. Poczułem jak jej ciało zesztywniało na mój ruch, lecz po chwili rozluźniła się i wtuliła w moje ramię. Od włosów Ryu pachniało krwią. Typowy metaliczny zapach wciągały moje nozdrza. Tak dobrze znałem to uczucie, gdy byłem poturbowany przez przeciwnika, pokaleczony, krwawiący, z bólem w sercu, ale także chęcią walki. Walka to coś co dawało mi świadomość tego, iż bronię tych, których kocham, a także swoich przyjaciół. Zderzenie dwóch innych miecz oznaczało bitwę o coś większego niż tylko władzę, ono było ochroną życia tych wszystkich ważnych ludzi w moim życiu. W moim zadaniu leży walka o spokój w Karakurze. - Ryu - szepnąłem. Dziewczyna odkręciła głowę w moją stronę. Jej oczy były przeszklone i takie smutne, że aż ścisnęło mnie za gardło. Sam poczułem tą doskwierającą rozpacz. Przymknąłem lekko powieki i uśmiechnąłem się lekko aby ona poczuła się doceniana. Przez taki gest na każdego twarzy pojawiłby się ten wesoły wyraz. Ryunne wtuliła się w moje kimono i przyciągnęła mnie do siebie. Jej łzy wsiąkały w materiał na wylot. - Ichigo, proszę zrób coś - wyszeptała. Raptem dziewczyna została wyrwana od moich objęć i znalazła się przy ścianie. Przerażenie malowało się na jej twarzy, a powieki miała rozszerzone do maximum. Spojrzenie utkwione w sylwetce Kapitana Głównodowodzącego, który spoglądał na nią jak w każdej innej sytuacji na wszystkich innych. - Czemu zrobiłeś to?! - wrzasnąłem. Zerwałem się na równe nogi i miałem ochotę zaatakować Genryusaia, lecz gdybym tak zrobił zniszczyłbym zaufanie innych do mnie. Yamamoto rzucił mi przelotne spojrzenie i musnął dłonią rękojeść katany. Nie wiedziałem co zamierza, lecz to co zrobił Ryunne nie równało się z niczym gorszym. Czy oni oboje mają do siebie żal? Za to wszystko co się stało? To nie była niczyja wina. Ani jej, ani jego. On musiał ją wygnać po to aby Centrala 46 nie zabiła jej, bo to jej groziło. - Musiałem, Kurosaki Ichigo. To nie jest osoba, której warto ufać - wytłumaczył Genryusai z posępną miną. - Słucham? - spytałem razem z Unohan'ą. Zwróciłem wzrok na kapitan czwartego oddziału, która stała jakby gotowa do ataku. Widziałem w jej zawsze spokojnych oczach oburzenie. Gotowałem się w środku. Moja skóra mrowiała, a ciało drgało nadmiernie. - Kenpachi Ryunne, jest osobą, która nie powinna tu przebywać, powinna zginąć już dawno - rzekł "zadowolony" z siebie Genryusai. Serce w mojej piersi zabiło cztery razy szybciej, tak niespokojnie i burzliwie. Miałem tak wielką ochotę wykrzyczeć w jego twarz tyle obrzydliwych słów, lecz nie zrobiłem tego, bo... ujrzałem nieznany mi cień pod drzwiami. Poruszał się szybko i zwinnie niczym wąż, aż wyłoniła się tuż obok Ryu postać z ciemnymi krótkimi włosami. Klęczała przed dziewczyną i dotykała jej kolana. Ryunne spoglądała na nią szeroko rozwartymi oczami. - Widzę, iż nasz drogi Kapitan Głównodowodzący dobrze się bawi... - oznajmiła ostrym głosem. Przesunęła głowę w bok i spojrzała na nas. Jej czarne niczym popiół oczy były tak łudząco podobne do koloru Ryunne, że gdyby nie jasność umysłu, padłbym na kolana. To było dziwne - jej wzrok był tak magnetyzujący, iż nie mogłem oderwać spojrzenia od tej małej i dzikiej istoty, od której wyczuwałem wielką nienawiść. - Kimże jesteś? - zapytał Yamamoto. Shinigami zaśmiała się i powstała. Miała na sobie takie kimono jak prawie każdy członek jakiegokolwiek Oddziału. Nie wiem czemu, ale jej włosy były przeraźliwie podobne do takich jak ma Rukia, nawet była niska tak jak ona! - Ja? - wskazała na siebie kpiąco palcem, a na jej twarzy zawitał chytry uśmieszek. - Jūshirō Neverli, "oficjalna morderczyni Shinigami". Jūshirō?, pomyślałem. Jak to Jūshirō? Czyżby Ukitake miał córkę? I to morderczynię Shinigami? To jest dziwne spoglądać na dziewczynę, która najprawdopodobniej jest spokrewniona z tym jakże najmilszym członkiem Gotei 13, a gada jak pokręcona. - "Oficjalna morderczyni Shinigami"? - wydukałem zszokowany powtarzając jej słowa. Zwróciła na mnie swe czarne oczy i zaśmiała się cicho. Dojrzałem jak za jej plecami podnosi się z ziemi Ryu ze skwaszonym wyrazem twarzy, lecz nie spoglądała na intruza z jakimś obrzydzeniem, lecz.... z szacunkiem. Czyżby one się znały? - Tak, Kurosaki Ichigo - odpowiedział za nią Genryusai. - Neverli zabija Shinigami po to aby "zaprowadzić spokój na tym świecie" jak to oznajmiła w dniu zabicia pierwszych swoich ofiar. Jej zdaniem, Shinigami nie pomagają, lecz zatrzymują cały proces. Oni tylko wszystko niszczą, my wszystko niszczymy. To co powiedział Staruszek zszokowało mnie. Była to dziewczyna, która miała własny światopogląd, w moim mniemaniu niezbyt inteligentny i oryginalny. W Świecie Ludzi nie takie rzeczy się zdarzały. - Ojej, czyżby Seireitei obawiało się jednej, kruchej i takiej małej istotki jak ja? - zapytała kpiąco i prychnęła. - proponuję znieść c a ł k o w i c i e wyrok na Ryunne, ponieważ gdy tego nie poczniesz mogę odnaleźć w niej swego sojusznika, więc - działaj, Staruszku... I znikła.
Jeżeli ktoś miałby do mnie jakiekolwiek pytania związane z: * Blogiem, * Moimi zainteresowaniami, * Końmi, * Anime & Mangą, * Filmami, * Książkami, * Muzyką, * Pisaniem i mogłabym wymieniać wasze tematy do końca roku, Zapraszam, odpowiadam na każde pytanie :P To on - Neverli
Unohana ma przyjazny i cierpliwy charakter, mówi bardzo spokojnie i opanowanie. Jest uprzejmą i troskliwą osobą, która zawsze używa form grzecznościowych kiedy z kimś rozmawia. Rzadko pokazuje negatywne emocje, takie jak nienawiść czy rozpacz. Chociaż, że jest bardzo spokojna, pokazuje innym, że nie należy jej nie doceniać, boją jej się nawet członkowie 11. Oddziału, jak i również jej dowódca -Kenpachi Zaraki. Także inni członkowie Gotei 13 okazują jej szacunek.
Dawniej jej charakter był zupełnie inny. Przed założeniem Gotei 13 miała opinię "okropnej osoby". Była ona pierwszym kapitanem 11. Oddziału, i to właśnie dzięki niej ten oddział zawdzięcza swoją obecną po dziś dzień formę.
Isane Kotetsu
Isane jest cichą i spokojną osobą tak jak jej kapitan. Bardzo słucha się Retsu Unohany. Czasami chce coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili wycofuje się i posłusznie spełnia rozkaz. Jest do niej niesamowicie przywiązana. Pierwszy raz widzimy ją, kiedy rozmawiała z Hanatarō, po tym jak ponownie zamknęli Kuchiki Rukię w Kaplicy Skruchy.
Genryūsai Shigekuni Yamamoto
Jako kapitan i dowódca Gotei 13, Yamamoto jest szanowany przez większość Shinigami, zwłaszcza przezKomamurę, któremu uratował życie. Yamamoto jest bardzo zasadniczy i oczekuje tego od innych. Był rozczarowany postawą Shunsuia Kyōraku i Jūshirō Ukitake, którzy sprzeciwili się wyrokowi na Rukii Kuchiki. Nie toleruje takich zachowań, a gdy ma doczynienia ze zdradą jest nieprzejednany i może walczyć bardzo agresywnie. Ze względu na wieloletnie doświadczenie, Yamamoto bardzo rzadko okazuje niepokój i zaskoczenie. Zazwyczaj reaguje otwarciem oczu, które przez większość czasu są zamknięte.
Wszechkapitan jest bardzo lojalny wobec Soul Society i traktuje swoje obowiązki bardzo poważnie, oczekując tego samego od reszty Gotei 13. Jego oddanie jest tak wielkie, że nie boi się poświęcić swojego życia w obronie Gotei 13, wierząc, że jego obowiązkiem jest zginąć dla dobra Soul Society w razie potrzeby, co było widać podczas jego walki z Aizenem.[6] Genryūsai jest bardzo zły, gdy Shunsui, Byakuya i Zaraki tracą swoje haori po wyprawie do Hueco Mundo. Twierdzi, że haori reprezentuje ich status jako kapitanów.[7]
Według Yhwacha w przeszłości, niedługo po powstaniu Gotei 13, Yamamoto był żądnym krwi demonem, który zrobiłby wszystko aby zabić swojego przeciwnika, nawet jeśli wymagałoby to poświęcenia życia swoich podwładnych. Zmieniło się to po eksterminacji Quincych, gdy w Soul Society w końcu zapanował pokój.[8]
Yamamoto docenia kulturę wschodnią i jest mistrzem w japońskiej ceremonii parzenia herbaty, ale nie lubi zachodniej kultury w przeciwieństwie do swojego wicekapitana Chōjirō Tadaoki Sasakibe. Co miesiąc organizuje spotkania dotyczące herbaty.[9]
Szczera wypowiedź Neverli: Ten rozdział to istne zagmatwanie, poplątane, niezrozumiałe, bo pisałam to długo, no ale jak jest to jest nie powinnam marudzić - mam nadzieję na pozytywne komentarze... xD
"[...] Bo to coś więcej niż miłość [...]"
- Kurosaki-san! Co tu robisz? - spytała mnie Isane stojąca tuż przed wejściem do baraków czwartego oddziału.
Ścisnąłem mocniej Ryu i przycisnąłem ją do piersi. Czułem jak robi się raz gorąca, raz zimna. To co się z nią działo było nienormalne. Jej temperatura momentalnie się zmieniała, skakała to w górę to w dół. Spojrzałem na porucznik tegoż oddziału.
Kotetsu Isane była bardzo wysoka, jak słyszałem była najwyższą kobietą w Soul Society. Jej krótkie, srebne włosy były ułożone tak jak zawsze, a miała na sobie tradycyjne, czarne kimono.
Wyraz twarzy Kotetsu wyrażał zdziwienie i niepokój, gdy jej oczy ujrzały drobną istotę w moich ramionach.
- Isane, zaprowadź mnie prędko do kapitan Unohany - rzekłem w jej stronę.
Dziewczyna kiwnęła głową i otworzyła drzwi tak abym wszedł pierwszy do środka i tak postąpiłem. Później wkroczyła ona i ruszyła przed siebie nakazując tym gestem podążać za nią.
***
Położyłem Ryu na jednym z łóżek w pomieszczeniu, gdzie było ich około dwudziestu, a na nielicznych leżeli Shinigami. Przed wejściem do tego miejsca spotkałem Hanatarou, który widząc mnie był uradowany, lecz spoglądając na córkę Kenpachi'ego zmieszał się i prędko odszedł. Teraz zorientowałem się, że ujrzał jej puste oczy, które były potwornie przekrwione.
Kotetsu powiadomiła mnie, że idzie wezwać kapitan Unohan'ę i wyszła z tego pokoju pachnącego ziołami.
Ja usiadłem na krześle stojącym tuż przy miejscu, gdzie spoczywała Ryunne i westchnąłem. Zamknąłem oczy i zamyśliłem się. Ryu co to było? Czemu ciągle coś jest nie tak? Czy to przeze mnie? Czy to wszystko moja wina? Ryunne, Ryunn, czarnowłosa córko Zaraki'ego, co się dzieje?
Usłyszałem szloch dobiegający jakby z mojego umysłu. Szloch, który wywoływał u mnie ciarki. Czułem jak włoski stają mi dęba. Rozszerzyłem powieki i zobaczyłem jak Ry zwija się z bólu. Włosy miała mokre, a oczy zamknięte. Usta wyginały się w grymasie. Zagryzała wargę zębami tak mocno, aż zraniła swoje usta.
Prędko uklęknąłem przy tapczanie i przytuliłem ją najdelikatniej jak potrafiłem. Była taka mokra, mokra od zimnego potu. Teraz była cała lodowata, a puls, który czułem tuż pod brodą zanikał. Stawał się coraz rzadszy. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć Sześć odbić na minutę?! - wrzasnąłem w umyśle. Przecież ona umiera! To nie jest możliwe! To nie może być tak!
I w tym momencie usłyszałem trzask drzwi i kroki.
- Ichigo-kun, odsuń się i daj mi się przyjrzeć kobiecie - powiedziała delikatnym głosem Unohana.
Odsunąłem się jak najbardziej ostrożnie od Ryu i poczułem, że jestem mokry... od łez, zadźwięczały mi w głowie te słowa. Tak, od łez. Wytarłem wierzchem dłoni ciecz i spojrzałem na kapitan czwartego oddziału, która stała niczym posąg przyglądając się postaci spoczywającej na leżance.
- To jest... - wyszeptała dotykając ręki Ryu.
- Ryunne Kenpachi, Unohano - wtrąciłem się.
Kobieta zwróciła wzrok na mnie.
Niebieskimi oczami lustrowała mnie na wskroś. Czarne, długie włosy jak zawsze miała splecione na piersi w warkocz. Ubrana w kapitańskie haori, a także obi. Obok niej stała Isane z kataną kapitan w dłoniach.
- Kurosaki Ichigo, wiem to. Znałam tą dziewczynę bardziej niż ci się zdaje. Była dla mnie kimś na prawdę ważnym, a teraz jest w takim stanie... - orzekła półgłosem i przymknęła oczy.
- Czy ona... - chciałem o coś zapytać, ale ona mi przeszkodziła.
- Nie martw się, wyjdzie z tego... to tylko coś w rodzaju ataku, już kiedyś miewałam to u niej i szybko wracała do dawnej wesołej Ryunne. Później mi także wytłumaczycie jak tu się znalazła. Nie powinno jej tu być, a teraz proszę cię, wyjdź stąd... muszę się skupić.
Zrezygnowany, ze łzami gromadzącymi się w oczach wyszedłem z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Zamiast stanąć tuż obok nich wybiegłem na podwórko aby odetchnąć świeżym powietrzem. Byłem już przy wyjściu szarpnąłem nimi, ale gdy ujrzałem kto stał za nimi znieruchomiałem. Genryusai Yamamoto, Kapitan Głównodowodzący, sprawca wygnania Ryu.
Moje źrenice rozszerzyły się, a w moim sercu pojawił się gryzący niepokój.
Staruszek odwrócił się w moją stronę, ponieważ wcześniej stał do mnie tyłem.
Mężczyzna, stary mężczyzna spoglądał na mnie spokojnymi, opanowanymi czerwonymi oczami. Jego długa biała broda jak zawsze układała się na klatce piersiowej, a długie białe brwi uniosły się w znaku zdziwienia. Haori miał zarzucone na ramiona.
- Yamamoto Genryusai - zwróciłem się do niego załamanym głosem.
Po raz pierwszy w swoim życiu nie wyraziłem się w jego stronę "staruszek". Byłem przerażony tym, iż przywódca całego Seireitei może odkryć obecność Ryu.
- Kurosaki Ichigo - przywitał mnie. - Co tu robisz, Zastępczy Shinigami? Czyż nie powinieneś teraz przebywać w Karakurze aby ją chronić? - dopytywał stonowanym głosem.
Drgnąłem na jego słowa i cofnąłem się o krok.
- Przybyłem tu na krótką chwilę... mam parę rzeczy tu do załatwienia... - zajęknąłem się.
Oparłem rękę o framugę i opuściłem głowę. Wsłuchiwałem się w swoje niemiarowe bicie serca.
*******************************
Ból. Kłucie. Łzy. Strach. Stałam na środku jałowej pustyni. Moje nogi były gołe, kaleczyły się o ostre kamienie. Niebo było pokryte czarnym płótnem, na którym wymalowane były "martwe gwiazdy". Pragnęłam postawić jeden krok na przód, ale po moim ciele rozszedł się przeraźliwy ból. Wrzasnęłam. Upadłam. I na horyzoncie ujrzałam idącego Ichigo, którego kimono rozwiewał wiatr. W ręku trzymał katanę, która nie przypominała katany, lecz wielki nóż, którego rękojeść była owinięta tylko bandażem. Chłopak rozglądał się dookoła jakby kogoś szukając, aż jego brązowe oczy spoczęły na mnie. Kurosaki zaczął biec w moją stronę, ale nie używał shunpo tylko zwykłego, ludzkiego biegu. Gdy odpychał się od podłoża wokół niego powstawała chmura kurzu. Po chwili trwającej dla mnie wieczność stał przy mnie i ukucnął. Wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją i wraz z nim uniosłam się do góry. Wpadłam w jego silne ramiona i otuliłam go żelaznym uściskiem tak abym nigdy w życiu go nie straciła. - Nie płacz, Ryu - wyszeptał mi do ucha. Dopiero odkryłam, że z moich oczu kapały łzy, które wsiąkały w jego kimono. Ściskałam go za materiał jakbym pragnęła go zerwać z niego i dotknąć ciepłego torsu Ichigo. Chłopak ucałował mnie czule w czubek głowy, a po chwili podniósł mój podbródek do góry tak abym mogła spojrzeć w jego oczy, w których ginęłam. Uśmiechnął się lekko i wziął mnie w ramiona. Wydawało mi się, że dla niego byłam lekka niczym piórko. Zaczęliśmy iść na północ.
Obudziłam się z krzykiem, cała zalana zimnym potem. Siedziałam na tapczanie w jakimś pomieszczeniu. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam Isane oraz kapitan Unohanę, ujrzawszy je wytrzeszczyłam oczy. Rozszerzyłam usta w zdziwieniu pomieszanym ze strachem.
Kapitan czwartego oddziału uśmiechnęła się do mnie lekko tak jak kiedyś. Wciągnęłam powoli do płuc powietrze tak aby nie zadławić się nim. Przymknęłam oczy i opadłam na poduszki. Czułam jak w moim gardle wzbiera się ślina.
- Ryunne-san.
Usłyszałam nad uchem miękki głos Unohany. Rozszerzyłam delikatnie powieki i przyjrzałam się ponownie kapitan Retsu. Nie dziwił mnie jej warkocz z przodu, a także te nadzwyczajnie spokojne oczy nie wyrażające nic.
- Unohana-san, czy... - zaczęłam, lecz mój głos załamał się.
W moje oczy wpadła postać stojąca w drzwiach, a był to kapitan Głównodowodzący, akurat, gdy nie zdobyłam poparcia wszystkich kapitanów, akurat, gdy... nie jestem na siłach.
Obok niego stał Ichigo, który przerażony miał wlepione oczy we mnie. Przełknęłam ślinę i podsunęłam nogi pod brodę.
Bałam się o to co teraz może się ze mną stać.
Zaczęłam zgrzytać zębami, a do moich oczu napływały łzy. Nie chciałam stanąć właśnie teraz twarzą w twarz z Yamamoto Genryusai'em. Jak zawsze nie potrafiłam odczytać jego nadmiernie opanowanej maski.
W mojej głowie krzątały się różnorodne myśli, poczynając od tego co ze mną będzie i zarazem kończąc na tym jak przeżyje to Ichigo. Kochał mnie, a ja jego. Nie wybaczyłby tego Kapitanowi Głównodowodzącemu, zrobiłby wszystko aby mnie pomścić, ale... czemu tak sądziłam?
Przecież Kurosaki mógł także w inny sposób zareagować, lecz coś w głębi mnie mówiło, że on zrobiłby wszystko dla mnie, a nawet zabiłby najwyżej stojącą osobę w Soul Society. Bo to coś więcej niż miłość.
Czułam to. Czułam więź od samego początku. To więź łącząca nas oboje. Linia, której nie da się rozerwać. Będzie trwała, aż do samego końca, ponieważ jest w naszej dwójce pewien istotny drobiazg owocujący tym co narodziło się pomiędzy nami. Nie miałam pojęcia cóż to za czynnik, lecz teraz widziałam go przed oczami, patrząc na niego wyczuwałam przepływ energii, który ówczesnie był nikły, a teraz przerastał wszystko.
A jednak - napisałam. Coś dzisiaj mnie naparło napisanie może to, że przez dzisiejszy dzień myślałam tylko o Ryu i Ichim? Nie wiem, ale jest długo oczekiwany rozdział, a więc - zapraszam do lektury!
"Ona była pierwsza i w moich oczach ostatnia, choć miałem jeszcze długie życie przed sobą."
Szliśmy do baraków jedenastego oddziału, ponieważ robiło się późno. Słońce zachodziło rzucając różnokolorową poświatę na niebo tworząc obraz jak z bajki. Przypomniały mi się dni w Karakurze, gdy tak na prawdę ta gwiazda wyglądała poważnie, a tutaj jej promienie rozsiewały się po całym Soul Society, takie wesołe promyki i ciepłe zarazem. Tutejszy świat był piękniejszy. Było tu tak wiele niezwykłych miejsc, które niegdyś kochałam i znałam niczym własną kieszeń. Wyciągnęłam rękę ku niebu z chęcią dotknięcia błękitnego płótna umalowanego różem, pomarańczem, czerwienią, żółcią oraz fioletem. Zapragnęłam stanąć i zacząć wpatrywać się w tą piękną część dnia... Poczułam na nadgarstku czyjąś zaciśniętą dłoń. Spojrzałam na niego przymrużając oczy. Ichigo wpatrywał się we mnie z uśmiechem na twarzy. Przekrzywił głowę lekko w prawo, spoglądając mi prosto w oczy. Moje usta samowolnie wygięły się w uśmiechu. - Idziesz? - zapytał cicho. Rozejrzałam się dookoła. Nie dostrzegłam nigdzie ani Renji'ego ani Ruki. Oboje zniknęli mi z oczu. Chciałam się go zapytać, gdzie oni się podziali. Już miałam wydobyć z siebie pierwsze litery, gdy jego palec wylądował na moich ustach. Przymknęłam je i patrzyłam na niego z ciekawością, która zapewne malowała się na mojej twarzy. - Poszli do Zaraki'ego poinformować go, iż porwałem cię na jakiś czas - wytłumaczył. Wyprostował się i chwycił moją dłoń. Zdjął palca z moich warg i zaśmiał się cicho zamykając oczy i wyszczerzając się w pięknym, szerokim oraz szczerym uśmiechu. - A czy porwanie nie jest przestępstwem? - zapytałam zakładając ręce na piersi na krzyż. - W moim wykonaniu nie, Ryu - szepnął zniżając głos. Zniżył swoją twarz do mojej przybliżając się niekomfortowo blisko. Czułam jego oddech na swojej twarzy. Spoglądaliśmy sobie prosto w oczy. Nasze czoła były o siebie oparte, a ręce miał na moich ramionach. Przy nim czułam się potwornie niska, on musiał, aż tak bardzo zniżać swoją twarz. Włosy opadły mu tak, że stykały się z moją delikatną skórą. Nasze usta tak blisko. Nasze serca tak blisko. Nasze ciała tak blisko. Nasze oczy tak blisko. Nasze oddechy tak zmieszane. Panikowałam bardziej niż przy naszym pierwszym zbliżeniu. Moje serce tak łomotało, a oddech miałam niespokojny. Zamiast złożyć pocałunek na moich ustach, jego ciepłe, miękkie wargi ucałowały moje rozpalone czoło. Trwaliśmy tak w bezruchu przez parę minut, aż chłopak ścisną mocno moją dłoń i pociągną w znaną mi stronę - Wzgórza Sōkyoku*, na którym tradycyjnie odbywały się egzekucje Shinigami łamiących prawo. ************ Chciałem zaprowadzić ją na wzgórze i spędzić z nią wieczór. Pragnąłem opowiedzieć jej o tym, że potrafię się hollowfikować, ale także coś wewnątrz mnie miało ochotę na poznanie mocy Ryunne. Zastanawiało mnie jak wygląda jej Shikai oraz Bankai, a także to jak wielką ma moc. Z tego co mówił Urahara - moc Ryu była większa niż samego Kapitana Głównodowodzącego, dlatego też fascynowała mnie ta dziewczyna. Ale... nie chciałem tylko po to spędzić z nią czasu... chciałem po prostu być blisko niej... znów ją pocałować... Byliśmy u stóp wzgórza przy, którym przypomniałem sobie dzień, w którym osiągnąłem Bankai oraz pokonałem Byakuyę, a także pojawił się mój wewnętrzny Hollow. Niepamiętny dzień, dzień, który na zawsze utkwi w moi sercu. Wtedy uratowałem Rukię i byłem z siebie dumny. Wtedy Aizen, Tousen oraz Gin oświadczyli, że odchodzą z Seireitei do Hueco Mundo, a także Aizen "wyjął" z Rukii Hougyoku**. Ten dzień uświadomił mi, że nie jestem niesamowicie silny. Gdy moje ostrze zderzyło się ze skórą Aizena nawet nie zostawiło zadraśnięcia, w tym momencie byłem bezsilny. - Po co tu przyszliśmy? - wyszeptała Ryu ściskając mocniej moją dłoń. Spojrzałem w jej stronę i uśmiechnąłem się. Przed paroma minutami zaszło słońce, a całą okolicę otulał mrok rozświetlony jasnym światłem rzucającym od lamp. Ryu także była pochłonięta przez czerń, lecz widziałem te jej niebieskie oczy, które wszędzie bym dostrzegł. - Chcę trochę pobyć w tym miejscu... ono przypomina mi o pozytywnych, ale także negatywnych zdarzeniach - odpowiedziałem. Dziewczyna kiwnęła nieznacznie głową, ale jej ślepia spoczęły ponownie na mnie. - Ichigo, jakie zdarzenia? - zapytała. Spojrzałem w niebo pokryte szarymi chmurami, a po chwili moje oczy spoczęły na jej twarzy. Westchnąłem i podszedłem do niej łapiąc ją za obie ręce, ale nie spoglądałem na nią tylko na swoje nogi. Swoimi palcami jeździłem po jej delikatnych i miękkich dłoniach, które w dotyku były niczym delikatny kwiat sakury. - Ryu, ty... - zaciąłem się, ale zebrałem siłę w sobie aby mówić dalej. - nie wiesz o mnie za dużo. Nawet nie masz pojęcia o tym kim tak na prawdę jestem, jaką mam moc... Przerwała mi podnosząc mój podbródek do góry dłonią, którą wyswobodziła z mojego uścisku. Na jej twarzy widniał lekki uśmiech. Stanęła na palcach i... pocałowała mnie z trudnością w czoło, ponieważ dzieliło nas wiele centymetrów. Byłem od niej o wiele wyższy, a ona u mojego boku wyglądała niczym elf, lecz w porównaniu z Rukią była o wiele większa. Rukię można by uważać za chochlika bądź dziecko, które gania gdzieś pomiędzy twoimi nogami, ale zaś Toushiro był jeszcze mniejszy - to taki mały, biały robak. Biały Robak - Hitsugaya. Ryunne mógłbym uznać za wysoką, ale nie chciałem. Drobna Ryu mi wystarczała. Tylko jej chciałem. Tylko w jej oczy pragnąłem spoglądać. To ona dodawała mi odwagi do miłości, ponieważ nigdy nie kochałem nikogo spoza rodziny. Ona była pierwsza i w moich oczach ostatnia, choć miałem jeszcze długie życie przed sobą. - Ichigo... - wyszeptała mi do ucha stojąc na palcach. Nie dzieliły nas centymetry, nie dzieliła nas próżnia. Po prostu byliśmy blisko. Staliśmy niczym posągi słuchające bicia serca drugiej osoby. Wciągaliśmy swoje zapachy aby zapamiętać je na wieczność. Napawaliśmy się każdym zetknięciem się gołej skóry. Staliśmy wtuleni w siebie. Nie potrafię wytłumaczyć kiedy otuliłem ją swoimi ramionami albo kiedy ona to zrobiła. Instynkt, pomyślałem chowając twarz w jej włosach. - Nie muszę wiedzieć o tobie niczego, a i tak cię kocham - rzekła półgłosem tworząc wibracje na moim uchu pod wpływem jej słów. - Wiedz, że nawet najstraszniejsza prawda mnie nie odstraszy, bo... - zacięła się. Czułem jak robi się cała gorąca. Zesztywniała. Odciągnąłem ją od siebie i ujrzałem, że z jej oczodołów sączy się bordowa krew. Dziewczyna była oblana potem, a ja panikowałem. - Ryu! - wrzasnąłem nieopanowany. Córka Kenpachiego dostała drgawek, a z jej buzi zaczęła wylewać się krew. Bez zastanowienia nad tym co robię prędko wziąłem ją na ręce i skierowałem się w stronę baraków czwartego oddziału. Nie obchodziło mnie to, że w ten sposób możemy się zdradzić. Teraz interesowało mnie tylko i wyłącznie życie dziewczyny, która była dla mnie całym życiem. Użyłem shunpo i niespokojny wkroczyłem na teren kapitan Unohany. *Wzgórze Sōkyoku - jest charakterystycznym, dużym, skalistym płaskowyżem, mieszczącym się w centrum Seireitei, w Soul Society, gdzie oferuje widok na Senzaikyū(忏 罪 宫, Wieża Żalu). ** Hōgyoku (崩玉, Klejnot Zniszczenia) jest unikalną substancją w formie małej kulki, która była stworzona w celu zatarcia granicy między Shinigami i Hollowami oraz przyznanie innych mocy.
Wybaczcie, ale wychodzi na to, że do października nic nie wycisnę do 18 rozdziału z faktu, iż braknie mi weny, a także mam dużo nauki na głowie, a wiecie - szkoła ważna rzecz - a zresztą nakłada się na to jazda konna jak i również sprawy rodzinne, ale obiecuję - początek października = 18 rozdział, a jeśli nie zróbcie mi krzywdę! Postaram się jak najszybciej wrócić do bloga - jak najszybciej, na prawdę - bo ten blog jest dla mnie na prawdę ważny nawet, aż za bardzo - bo kocham moją Ryu jak własną córkę xD. No ale cóż dobre czasy Neverli aktualnie minęły, ale trzymajcie za mnie kciuki aby czym prędzej powróciły. I takie info ode mnie - od października zapisuję się na język japoński - jak ja się cieszę! Nie bójcie się - rozdział 18 jest już w połowie, więc jak zacznę pisać to skończę.
Sayonara,
Wasza psychofanka Ichigo oraz jego wewnętrznego Hollowa - Neverli
Wybaczcie, ale ostatnio nie mam weny, a jak najszybciej chcę skończyć wątek z Soul Society i rozpocząć Hueco Mundo bo mam na to wielką wenę.
I oświadczam, iż od rozpoczęcia roku szkolnego będę pisać najwięcej dwa razy w tygodniu, a gdy będę mieć więcej czasu to postaram się więcej pisać. Pewnie i tak pierwszy tydzień będzie luźny, ale muszę się wziąć za naukę, gdyż trzeba zapracować na konie.
Jeżeli chodzi o ten wątek Hueco Mundo to będzie tak jakby druga część całej opowieści potem będzie jeszcze trzecia, a być może nawet i czwarta, ale to daleka przyszłość ^.^
"[...] Wiem, że nie możesz uwierzyć w to, że tu jestem [...]"
Stanęliśmy przed bramą koszarów oddziału trzynastego. Przed wejściem stała dwójka Shinigami.
- Chcielibyśmy spotkać się z Ukitake - powiedział Renji.
Tamci kiwnęli głowami i otwarli szeroko drzwi. Wkroczyliśmy na teren tegoż oddziału.
Dobrze zapamiętałam to miejsce - wokół Ugendo* znajdował się staw, w którym były umieszczone karpie Koi, skradzione z rezydencji Kuchiki przez Yachiru.
Na samą myśl pojawił się u mnie uśmiech na twarzy. Pamiętałam jak krzyczałam na różowowłosą aby tego nie robiła ponownie, lecz to nie działało na nią. W końcu była jeszcze dzieckiem.
Szliśmy dróżką do miejsca, gdzie Ukitake przesiadywał swe choroby, czyli do Ugendo. Nikt nam nie przeszkodził w tym, że kroczyliśmy do kapitana. Zazwyczaj Kiyone oraz Sentaro martwili się, aż zanadto o Ukitake i nie pozwalali na wizyty, lecz teraz zapewne byli na jakiejś misji.
Zapukaliśmy w drzwi zza, których usłyszałam znajomy głos.
- Proszę! - zawołał.
Ichigo otworzył je i weszliśmy do środka.
W centralnej części siedział po turecku białowłosy mężczyzna o przenikliwych brązowych oczach. Jego brwi były czarne. Włosy sięgały mu do pasa, a miał je rozpuszczone. Jak zawsze miał grzywkę opadającą na prawe oko. Miał na sobie białe, kapitańskie haori, które było zarzucone na zwykły strój Shinigami.
Ukitake uśmiechnął się co rozświetliło jego bladą twarz. Najwidoczniej ostatnio Juushiro znów ma nawroty choroby. Pamiętałam jak kiedyś opiekowałam się nim, gdy stan jego zdrowia krytycznie się pogorszył, a Kiyone wraz z Sentaro potrzebowali mojej pomocy. Od razu się zgodziłam, gdyż chciałam być jak najbardziej przydatna przy Ukitake.
"- Kuro**! - krzyknęła Kiyone.
Zawsze byłam nazywana Kuro, ponieważ nikt nie znał mojego prawdziwego imienia, a to przezwisko tyczyło się między innymi moich czarnych jak noc włosów.
Dziewczyna biegła w moją stronę z poważnym wyrazem twarzy.
Stanęłam na środku korytarza jedenastego oddziału, właśnie zmierzałam do swojego pokoju.
Kotetsu wyhamowała tuż przede mną zadyszana. Podniosła wzrok czarnych oczu na mnie. Przeczesała palcami krótkie, ciemnoblond włosy i westchnęła. Kiyone była średniego wzrostu, niewiele niższa ode mnie.
- Tak, Kiyone-san?
Oficer trzeciej rangi podniósł głowę wysoko do góry i wyprostowała się.
- Czy mogłabyś nam pomóc przy kapitanie Ukitake? - zapytała opanowanym głosem.
- Z przyjemnością - odpowiedziałam. - Czy kapitan gorzej się czuje?
Dziewczyna pokiwała głową i wciągnęła powietrze.
- Choroba daje się we znaki, a my musimy czym prędzej iść na jakąś misję...
- Dlatego potrzebujecie mnie? - wcięłam się.
- Hai!
- Dobrze, to chodźmy."
Tamtego dnia Ukitake prawie ciągle spał, lecz budziły go napady krwawego kaszlu. Przynosiłam mu wtedy ciągle ręczniki i szklanki z wodą, a gdy poczuł się lepiej rozmawiał ze mną. Jego rozmowy najczęściej prowadziły do moich relacji z ojcem i tego jak sobie radzę jako Shinigami.
- Co was tu sprowadza? - zapytał miękkim głosem.
Spoglądał na wszystkich po kolei, aż jego wzrok spoczął na mnie. Raptownie kapitan zbladł, a jego uśmiech stał się tylko wspomnieniem. Oczami patrzył prosto w moje. Stałam jak sparaliżowana. Miałam ochotę zwymiotować. Coś ściskało mnie w żołądku i wypychało na zewnątrz ten organ, lecz nic się nie stało.
Dawno nie spoglądałam na Ukitake. Ostatnio było to około roku temu, gdy Yamamoto skazał mnie na wygnanie. Wtedy to Juushiro powiedział, że nie mam się o co martwić, ale ja się nie martwiłam.
- Ryunne - wyszeptał poruszony.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Tylko proszę nie zemdlej! - powiedziałam ostrzegawczo.
Czasami tak się działo, że kapitan mdlał, gdy dowiadywał się o szokującej rzeczy. W tym momencie także mogło się coś takiego wydarzyć i tego się obawiałam.
Mężczyzna wstał z podłogi i wyprostował się. Białowłosy był wysoki i odrobinę wychudzony przez swoją przypadłość chorobową.
- Spokojnie, Ryu-chan! - krzyknął ze śmiechem. - Czuję się bardzo dobrze, nie dość, że widzę osobę, która nie powinna tu być.
Zamknęłam oczy i westchnęłam.
- Wiele się zmieniło, Ukitake-san - powiedziałam pod nosem. - w moim życiu.
- Na pewno, ale skąd się tu wzięłaś? - spytał spokojnie.
- Za sprawą Urahary tu trafiłam. On zdjął ze mnie pieczę Pomógł wrócić tak jak Ichigo, Rukia oraz Renji. Pragnę znów stanąć w szeregach Gotei 13.
I zaczęłam tłumaczyć.
**********
Ukitake zgodził się prawie, że od razu. Bez żadnej dyskusji.
Po krótkiej, zawziętej rozmowie pożegnaliśmy się z kapitanem i wyszliśmy z Ugendo. Przez pewien czas moje oczy spoczywały na Ichigo, którego twarz była, aż za bardzo poważna. Przypomniałam sobie nasz pocałunek, który chciałam aby trwał wiecznie.
Czy ja kochałam go?
Tak. Czułam to w głębi serca. Mój instynkt wmawiał mi to.
Podeszłam do rudowłosego i złapałam go za rękę. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko. Ścisnął mocno moją dłoń i uniósł ją do ust aby złożyć na niej pocałunek.
- Idziemy do Toushiro? - zapytałam.
- Tak - odpowiedział krótko.
Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, aż on odwrócił wzrok w inną stronę.
Przeszliśmy przez bramę trzynastego oddziału. Przemierzaliśmy chodnikiem drogi Seireitei prowadzącej do dziesiątego oddziału.
- Tosiu zawsze był taki poważny, a jak mówiłam, że osądzając po jego rozmiarach ma kompleks mniejszości na co on kazał mi tego tak nie określać... - rzekłam cicho śmiejąc się pod nosem.
- Mnie każe mówić na siebie "Hitsugaya taicho", ale i tak zawsze ignoruję jego preteksty w tej sprawie - oznajmił.
Czułam jego ciepło bijące od ciała będącego około dziesięć centymetrów od mojego.
- Cały Hitsugaya... mnie jakoś zezwolił przejść na "ty", ale to była długa droga.
***********
Przechodząc przez bramę dziesiątego oddziału usłyszałem głos Matsumoto, która rozmawiała gdzieś niedaleko z jakimś Shinigami. Stawiając jeszcze parę kroków dostrzegłem ją stojącą na przeciwko jakiegoś chłopaka, który miał przestraszoną minę.
Rangiku chyba wyczuła na sobie mój wzrok bo spojrzała na nas i zrobiła tą swoją szczęśliwą minę, ale gdy jej oczy padły na Ryunne zdziwienie wyrysowało się na jej twarzy.
Wszyscy stanęliśmy, Matsumoto zmierzała w naszą stronę.
Jej długie, lekko falowane włosy miały rudy kolor. Rangiku miała krągłe kształty, a przede wszystkim nienaturalnie wielkie piersi. Ubrana w typowy strój Shinigami, który nosi luźno przy czym odkrywa sporą część dekoltu. Na szyi jak zawsze miała złoty naszyjnik schowany pomiędzy jej piersiami, a na ramiona miała zarzucony różowy szalik.
Niebieskimi oczami lustrowała od góry do dołu Ryu, która stała jak sparaliżowana ściskając moją dłoń.
- Ohayo, Matsumoto - przywitaliśmy się.
Dziewczyna stanęła na przeciwko nas i przyglądała się z zaciekawieniem córce Kenpachi'ego.
- Konichiwa. Co tu robicie? I kto to jest? - zapytała.
Westchnąłem i uśmiechnąłem się szeroko.
- Chcielibyśmy spotkać się z Toushiro, ponieważ ta dziewczyna ma do niego sprawę - wytłumaczyłem.
Rangiku machnęła ręką i ruszyła w stronę baraków.
- Idziecie czy nie? - dopytywała.
Zaczęliśmy iść w tym samym momencie. Wyczuwałem obecność Ryunne tuż za moimi plecami. Posuwała się tak aby nie zwracać na siebie uwagi, a także w taki sposób aby dotrzymać nam kroku.
***********
Matsumoto rozsunęła drzwi do Biura i weszła do środka, a my za nią. Hitugaya siedział przy biurku czytając jakieś dokumenty. Nawet nie podniósł głowy znad papierkowej roboty aby ujrzeć kto przyszedł do niego.
- Hitsugaya Taicho, masz gości - rzekła.
Kapitan podniósł do góry głowę i spojrzał na nas turkusowymi oczami.
Toushiro był niski i miał białe włosy. Nosił kapitańskie haori bez rękawów z zieloną wstęgą przewieszoną przez jego ramiona, która jest trzymana przez okrągłą spinkę. Wstęga służyła do podtrzymywania miecza na plecach. Jak zawsze wyglądał jak dziecko.
- Ichigo, Rukia, Renji i... - zatrzymał się na Ryunne.
Zwróciłem uwagę na dziewczynę. Jej czarne włosy wystawały z kaptura i opadały na jej ramiona. Zrzuciła nakrycie głowy chowając swoją twarz pod buszem smolistych włosów. Podniosła głowę do góry ukazując swą delikatną twarz. Zamrugała kilkakrotnie oczami i uśmiechnęła się. Jej rzęsy wyglądały jak czarny wachlarz.
- Ryunne... - szepnął z niedowierzeniem.
Wstał z krzesła i oparł dłonie na blacie oddychając dwa razy szybciej.
- Wiem, że nie możesz uwierzyć w to, że tu jestem. Nie jesteś jedyny. Ukitake, Byakuya oraz mój ojciec, Zaraki, a także i ja nie mogliśmy w to uwierzyć, ale to jest prawda - zakomunikowała czarnowłosa.
Przyglądała się białowłosemu z powagą.
- Czemu tu jesteś, Ryu-chan? - zadał pytanie.
- Toushiro, jesteś mi niezmiernie potrzebny - odpowiedziała.
Hitugaya podniósł na nią turkusowe oczy i zamrugał.
- Do czego? - dopytywał.
- Do zwolnienia mnie z kary. Jest mi potrzebny twój głos abym mogła być znów tym kim kiedyś.
*Ugendo - jak to było wytłumaczone na Bleach wiki "Sala Suszonego Deszczu"
Jest bardzo dojrzały i poważny, w przeciwieństwie do swojej porucznik, Rangiku Matsumoto. Pomimo różnic w osobowościach, obydwoje wydają się być w bliskich relacjach. Tōshirō często irytuje się, gdy ktoś niepotrzebnie zwraca na siebie uwagę. Było to doskonale pokazane, gdy przewodniczył grupce Shinigami w szkole Ichigo.
Hitsugaya nienawidzi wszystkiego, co uznaje za dziecinne, nawet tych rzeczy, które zupełnie naturalnie kojarzą się z dziećmi, np. szkoła podstawowa. W ludzkim świecie kilka razy został pomylony z dzieckiem. Bardzo troszczy się o Hinamori ze względu na to, że są przyjaciółmi z dzieciństwa. Hitsugaya nie lubi lata i ciepłej pogody.
Wiadomo także, że uwielbia arbuzy i amanattō - tradycyjną, słodką, japońską potrawę. W przeciwieństwie do swojej porucznik nie lubi persymon. W dzieciństwie, gdy jeszcze mieszkał w zachodnim Rukongai, został uznany za mistrza w kręceniu bączków. Ciężko pracował, ale jego jedyną motywacją było to, że jeśli prędzej skończy, szybciej będzie mógł udać się na popołudniową drzemkę. Wierzy w powiedzenie, że jeśli dziecko śpi długo, to szybciej rośnie, ale pomimo starań nie urósł zbyt wiele.
Zazwyczaj Hitsugaya jest wyśmiewany za swój wzrost - zarówno przez Shinigami w Soul Society, jak i przez własnych wrogów. Pomimo, a może właśnie przez to, jest bardzo oziębły w stosunku do większości ludzi - toleruje żarty i kontynuuje swoje obowiązki. Jedyną rzeczą, której nie może znieść, to nie tytułowanie go jako "Kapitan Hitsugaya", ponieważ bardzo się starał, by objąć swoją pozycję. Jedynymi, którzy nazywają go po imieniu są: Ichigo, który wciąż jest upominany o właściwe odzywanie się do kapitana i Hinamori, która jako jedyna może tak się do niego zwracać. Momo bardzo często nazywa go "Hitsugaya-kun" lub okazjonalnie wraz z Ukitake "Shirō-chan" (シロちゃん) co znaczy tyle, co "Białasek". Ponadto, Karin i jej przyjaciele nazywają go po imieniu i nigdy nie dostali za to upomnienia. W Ilustrowanym Przewodniku Shinigami (omake na koniec odcinków), Ukitake w komiczny sposób daje mu cukierki i inne jedzenie, bo "Tōshirō" i "Jūshirō" brzmią bardzo podobnie i mają białe włosy, dlatego obaj są "Shirō-chan".
Podczas swojej walki z Ichimaru nazywany jest uosobieniem niebiańskiego strażnika, który odradza się co kilkaset lat.
Rangiku Matsumoto
Rangiku ma przyjemny charakter lekkoducha. Uwielbia pićsake w dobrym towarzystwie i nienawidzi papierkowej roboty. Zazwyczaj dokumenty chowa za kanapą.
Denerwują ją mężczyźni widzący w niej tylko kobietę z dużym biustem. Jest lojalna wobec swojego kapitana i ufa mu bezgranicznie. Bardzo używa swoich atutów ciała - jak zgrabna sylwetka czy nienaturalnie duży biust, aby zeszli jej z drogi i wszystko układało się po jej myśli. Podczas gdy wydaje się być nieco egocentryczna, potrafi okazać się jako wrażliwa osoba. Potrafi jednak też stać się niezwykle poważna, gdy wymaga tego sytuacja oraz czujna.
Juushiro Ukitake
Ulubionym jedzeniem Ukitake jest o-hagi. W wolnym czasie karmi karpie w jeziorze Ugendō. Pisze także serię opowieści w Komunikacie Seireitei zatytułowanych "Porzucenie bliźniaczych ryb" (Sōgyo no Kotowari). Główny bohater tego dzieła - Sōgyo, zwalcza zło i ratuje niewinnych mieszkańców. Ulubionym hasłem tego bohatera jest "Nie chcę tego!" (そいつはお断りだ!, Soitsu ha Okotowari da!). Powieść ta jest bardzo popularna wśród dzieci mieszkających w Seireitei. Seria klasuje się na jednym z trzech najlepszych miejsc w tym magazynie.
Ukitake jest honorowy, zawsze traktuje ludzi wokół siebie z szacunkiem, nawet tych, którzy nie zajmują wysokich stanowisk w Gotei 13. W rezultacie ma on bardzo dobre relacje z Shinigami w Soul Society, którzy często przychodzą do niego po poradę lub przysługę. Ze względu na wysoki poziom moralny, Ukitake nigdy nie pozwoli skrzywdzić ludzi, którzy chcieli uratować jego podwładnych, nawet jeśli są to wrogowie. Ukitake zawsze postępuje zgodne z własnym sumieniem nawet jeśli łamie przy tym reguły obowiązujące w Gotei 13. Jest on również bardzo spostrzegawczy, co widać, gdy analizuje różne zakłócenia spowodowane w Soul Society Jest w stanie prawidłowo ocenić charakter człowieka, jak zauważył Yamamoto, wie kiedy ktoś jest samotny. Zauważa, że przed spotkaniem Ichigo, Rukia miała problem z otwarciem się na pewne rzeczy, przez co była samotna. Ukitake dostrzega w niej wyraźną poprawę, podczas treningu z Orihime.
W różnych omake Bleacha, Ukitake lubi dawać prezenty innym ludziom bez żadnej okazji, zwłaszcza Tōshirō Hitsugayi, jak twierdzi, ze względu na podobne imiona i ten sam kolor włosów.
Ze względu na swój długi staż kapitana, Ukitake jest jednym z najsprawniejszych żołnierzy w Gotei 13. Potrafi stworzyć przyjazną atmosferę w oddziale i utrzymać wysokie morale podczas walki. Odmawia walki z dzieckiem, nawet jeśli jest ono Arrancarem. Ukiteke nie lekceważy i nie wyśmiewa swoich przeciwników.[8] Podczas walki postępuje w bardzo honorowy sposób i czuje się zobowiązany do ochrony słabszych, nawet jeśli są jego przeciwnikami. Udowadnia to podczas walki z Lilynette próbując nauczyć ją jak być lepszym wojownikiem, pomimo że była wrogiem.
Kiyone Kotetsu
Niewiele wiadomo o jej charakterze. Darzy swojego kapitana szacunkiem i rywalizuje ze swoim współoficerem o to, kto lepiej dba o kapitana Ukitake. Ma dobre relacje ze swoją siostrą.