Opis biorę z: C'est la vie mon ami Neverli jest oficjalnie moją postacią, więc proszę o niekopiowanie jej do innych opowiadań :) Wiem, iż Never jest "dziwadłem", lecz już takie prawo natury, że taka powstała w naszych oczach, a także ta historia, czyli C'est la vie mon ami jest parodią wielu uwielbianych przez nas anime :P Neverli nosi standardowy czarny strój schinigami ( po naszemu czarny szlafrok) u boku ma przepasany Zanpaktou. Jak przystało na Polaka nosi skarpety z sandałami. Kiedy jest w sztucznym ciele ( gigai ) ubiera się w czerwoną bluzkę na ramiączka i czarne krótkie spodenki oraz jak na dzisiejszą młodzież przystało ma czerwone, krótkieconverse. Jej oczy są koloru czarnego, z resztą tak samo jak jej włosy na głowie. Fryzurę skopiowała od Rukii ( Bleach ) , ale twierdzi, że było na odwrót i tak rozpoczęła się wojna między nimi. Jej ulubionym zajęciem jest wybijanie własnej rasy oraz brudzenie krwią ( nie koniecznie swoją )samochodu Misy. Jej marzeniem jest poznanie Sebastiana Michaelis, jej duchowego mentora. Po godzinach lubi knuć przeciwko znajomym z Herbacianym Królem (Aizen'em), jak twierdzi to ją odpręża. Prawdopodobne jest to, iż Aizen uzależniła ją od siebie. Musi mu pomagać, gdyż nie dostanie swojej herbaty, od której się uzależniła. Nie wiadomo co on dodaje do tej herbaty dosypuje, jednak ta wersja tłumaczyłaby jego psychozę (myśli, że jest Supermenem), która może być spowodowana nadmiernym użyciem środków odurzających.
Od dwóch tygodni czytam mangę Bleach z faktu, że skończyłam anime, no to pora na mangę, prawdaż? I tak generalnie miałam problem, ponieważ nie mogłam znaleźć od pierwszego rozdziału, więc co zrobiłam? Czytam od 480 xD akurat w tym momencie zaczyna się arc - Tysiącletnia Krwawa Wojna :P Idealnie :) I ryczałam jak Izuru zginął - ludzie powiedzcie mi za jakie grzechy?
Tak Izuru jest jedną z moich ulubionych postaci i stwierdziłam, że i tak czy siak u mnie będzie żył, bo ja nie chcę jego śmierci! Co prawda innych, którzy zginęli w tym arc'u uśmiercę, tak jak pan Tite Kubo <3 Kocham tego kolesia, jest cudowny, dziękuję mu na kolanach za tak wspaniałe dzieło jakim obdarował swoich fanów :D
Takie mini info: rozdział 25 - 30, gdzieś w tych granicach pojawi się Hueco Mundo, czyli porwanie Inoue i mała niespodzianka. Tak skończywszy Soul Society będzie leciało wszystko chronologicznie tak jak w anime oraz mandze, a więc: Hueco Mundo, walka z Aizenem w Karakurze, Fullbring oraz Tysiącletnia Krwawa Wojna. Oświadczam także, iż wcisnę, gdzieś pomiędzy własne wątki takiego typu, że wrzucę postaci z innych anime np. Hellsing, Kuroshitsuji itd. a więc przygotować się na dawkę nowości! A i pojawia się postać z: C'est la vie mon ami bloga, którego prowadzę z koleżankami :) A teraz rozdział 20
""Oficjalna morderczyni Shinigami"?"
Zamiast spoglądać na Kapitana Głównodowodzącego moje oczy były utkwione w Ichigo. Chłopak patrzył na mnie błagająco. Usta mu drgały jakby chciał wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, lecz nic nie dosłyszałam.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Miałam ochotę o coś walnąć, a najlepiej o coś twardego. Pragnęłam w tej chwili bólu. Przełknęłam ślinę i wyczułam czyjąś obecność tuż u swojego boku. Zaczęłam się rozglądać, a inni przyglądali się moim czynnościom. W ciemnym koncie dostrzegłam te same ciemne, znajome oczy Apokalipsy, w których pobudzona była złość. Moja Zanpaktou bez opanowania wyskoczyła z mroku i wylądowała tuż przed Genryusai'em. Wszyscy wciągnęli głośno powietrze.
Kurosaki patrzył to na mnie to na wściekłą Apo. Dostrzegłam w jej ruchach chęć mordu. Stała zaledwie parę metrów przed Yamamoto, który spojrzał na nią raz, a potem jego oczy znów spoczęły na mnie.
- Ty stary, głupi, Kapitanie Głównodowodzący! - wrzasnęła z płaczem. - Jakim prawem nam to zrobiłeś?! Jakim prawem?!
Apokalipsa miała coś w sobie takiego, że dostrzegałam kiedy ma ochotę się na kogoś rzucić ze swoimi ostrymi jak brzytwa pazurkami oraz kataną, która mogła przeciąć wszystko i wszystkich. Nasza moc w mniemaniu mojej zanpaktou była niewyobrażalnie wielka. Każdy kto stałby w mniejszej niż dwadzieścia metrów odległości od nas padłby, ale to tyczyło tych najsłabszych. Co do Shinigami rangi kapitańskiej czy vice kapitańskiej - oni jakoś dawali sobie radę z tym.
Staruszek nie odpowiedział na jej pytanie, więc ta postanowiła rzucić się na niego, lecz orientując się w tym co ona chce zrobić, prędkością shunpo podbiegłam do niej i stanęłam pomiędzy nią, a Genryusai'em.
- Przestań! - krzyknęłam.
Poczułam wyrazisty ból kości, stawów. Moje płuca jakby wybuchły. Rozdzielające cierpienia rzuciły mną o podłogę. Zwijałam się z bólu. Czułam jak głowa mi pulsuje, jakby ktoś odrywał mi ją. Złapałam się obiema rękoma po obu stronach czaszki i wydałam z siebie gardłowy dźwięk.
Zacisnęłam mocno powieki.
Wiedziałam, że klęczy obok mnie Kapitan Unohana, która przytrzymuje całą swoją siłą moje ręce, a zaś Isane pobiegła gdzieś. Ichigo trzymał moją głowę na swoich kolanach i delikatnie gładził mnie po włosach niczym siostrę i szeptał coś bardzo cicho.
~ Ja tak bardzo ją kocham... ona... ona... nie może żyć w takich ubolewaniach... to nie dla niej, ona jest za delikatna... Ryunne, cholera, proszę zbudź się! ~ słyszę jego myśli w mojej głowie.
Jakim cudem słyszę jego własne myśli, z którymi walczy wewnątrz siebie? To nie jest możliwe abym mogła dosłyszeć jego rozmyślania chyba, że... chyba, że...
- Jestem na skraju śmierci - szepczę nie swoim głosem. - Ja... umieram... i to wszystko przez...
Nie wypowiadam ostatniego słowa, lecz jedno imię huczy mi w głowie:
Genryusai'a Yamamoto, - nie nienawidzę, lecz stwierdzam,to wszystko przez niego! - tym potwierdzam.
I to wszystko przez niego się stało, to jego wina. To on odebrał mi moce, odebrał mi Apokalipsę. Nie miałam tego co kochałam, żyłam w kłamstwie, a teraz...
Teraz przyszedł czas na zemstę, Genryusai Yamamoto!
Teraz twoja kolej
**********************************
- To wszystko twoja wina!
Ryunne wstaje na równe nogi i wskazuje na Kapitana Głównodowodzącego przy czym cała drga. W jej oczach widzę łzy, łzy pomieszane z krwią. Łzy bólu. Apokalipsa ówcześnie zniknęła, zapewne zaszyła się w swojej mistrzyni i wyczekiwała przyszłych zdarzeń. Ja nadal klęczałem na podłodze i spoglądałem z dołu na dziewczynę. Moje oczy rozszerzyły się mimowolnie powoli rozumiejąc jej słowa.
- Nie mogę uwierzyć, że śmiesz spoglądać na mnie takimi spokojnymi oczami! Znam cię dobrze, Genryusai Yamamoto! Tak jak każdego innego Shinigami rangi kapitańskiej! To nie jest wybaczalne... - załkała. Osunęła się na kolana i zakryła dłońmi swoją bladą twarz. Słyszałem jak mówi coś pod nosem i przełyka ślinę. Przytuliłem ją do siebie. Poczułem jak jej ciało zesztywniało na mój ruch, lecz po chwili rozluźniła się i wtuliła w moje ramię. Od włosów Ryu pachniało krwią. Typowy metaliczny zapach wciągały moje nozdrza. Tak dobrze znałem to uczucie, gdy byłem poturbowany przez przeciwnika, pokaleczony, krwawiący, z bólem w sercu, ale także chęcią walki. Walka to coś co dawało mi świadomość tego, iż bronię tych, których kocham, a także swoich przyjaciół. Zderzenie dwóch innych miecz oznaczało bitwę o coś większego niż tylko władzę, ono było ochroną życia tych wszystkich ważnych ludzi w moim życiu. W moim zadaniu leży walka o spokój w Karakurze. - Ryu - szepnąłem. Dziewczyna odkręciła głowę w moją stronę. Jej oczy były przeszklone i takie smutne, że aż ścisnęło mnie za gardło. Sam poczułem tą doskwierającą rozpacz. Przymknąłem lekko powieki i uśmiechnąłem się lekko aby ona poczuła się doceniana. Przez taki gest na każdego twarzy pojawiłby się ten wesoły wyraz. Ryunne wtuliła się w moje kimono i przyciągnęła mnie do siebie. Jej łzy wsiąkały w materiał na wylot. - Ichigo, proszę zrób coś - wyszeptała. Raptem dziewczyna została wyrwana od moich objęć i znalazła się przy ścianie. Przerażenie malowało się na jej twarzy, a powieki miała rozszerzone do maximum. Spojrzenie utkwione w sylwetce Kapitana Głównodowodzącego, który spoglądał na nią jak w każdej innej sytuacji na wszystkich innych. - Czemu zrobiłeś to?! - wrzasnąłem. Zerwałem się na równe nogi i miałem ochotę zaatakować Genryusaia, lecz gdybym tak zrobił zniszczyłbym zaufanie innych do mnie. Yamamoto rzucił mi przelotne spojrzenie i musnął dłonią rękojeść katany. Nie wiedziałem co zamierza, lecz to co zrobił Ryunne nie równało się z niczym gorszym. Czy oni oboje mają do siebie żal? Za to wszystko co się stało? To nie była niczyja wina. Ani jej, ani jego. On musiał ją wygnać po to aby Centrala 46 nie zabiła jej, bo to jej groziło. - Musiałem, Kurosaki Ichigo. To nie jest osoba, której warto ufać - wytłumaczył Genryusai z posępną miną. - Słucham? - spytałem razem z Unohan'ą. Zwróciłem wzrok na kapitan czwartego oddziału, która stała jakby gotowa do ataku. Widziałem w jej zawsze spokojnych oczach oburzenie. Gotowałem się w środku. Moja skóra mrowiała, a ciało drgało nadmiernie. - Kenpachi Ryunne, jest osobą, która nie powinna tu przebywać, powinna zginąć już dawno - rzekł "zadowolony" z siebie Genryusai. Serce w mojej piersi zabiło cztery razy szybciej, tak niespokojnie i burzliwie. Miałem tak wielką ochotę wykrzyczeć w jego twarz tyle obrzydliwych słów, lecz nie zrobiłem tego, bo... ujrzałem nieznany mi cień pod drzwiami. Poruszał się szybko i zwinnie niczym wąż, aż wyłoniła się tuż obok Ryu postać z ciemnymi krótkimi włosami. Klęczała przed dziewczyną i dotykała jej kolana. Ryunne spoglądała na nią szeroko rozwartymi oczami. - Widzę, iż nasz drogi Kapitan Głównodowodzący dobrze się bawi... - oznajmiła ostrym głosem. Przesunęła głowę w bok i spojrzała na nas. Jej czarne niczym popiół oczy były tak łudząco podobne do koloru Ryunne, że gdyby nie jasność umysłu, padłbym na kolana. To było dziwne - jej wzrok był tak magnetyzujący, iż nie mogłem oderwać spojrzenia od tej małej i dzikiej istoty, od której wyczuwałem wielką nienawiść. - Kimże jesteś? - zapytał Yamamoto. Shinigami zaśmiała się i powstała. Miała na sobie takie kimono jak prawie każdy członek jakiegokolwiek Oddziału. Nie wiem czemu, ale jej włosy były przeraźliwie podobne do takich jak ma Rukia, nawet była niska tak jak ona! - Ja? - wskazała na siebie kpiąco palcem, a na jej twarzy zawitał chytry uśmieszek. - Jūshirō Neverli, "oficjalna morderczyni Shinigami". Jūshirō?, pomyślałem. Jak to Jūshirō? Czyżby Ukitake miał córkę? I to morderczynię Shinigami? To jest dziwne spoglądać na dziewczynę, która najprawdopodobniej jest spokrewniona z tym jakże najmilszym członkiem Gotei 13, a gada jak pokręcona. - "Oficjalna morderczyni Shinigami"? - wydukałem zszokowany powtarzając jej słowa. Zwróciła na mnie swe czarne oczy i zaśmiała się cicho. Dojrzałem jak za jej plecami podnosi się z ziemi Ryu ze skwaszonym wyrazem twarzy, lecz nie spoglądała na intruza z jakimś obrzydzeniem, lecz.... z szacunkiem. Czyżby one się znały? - Tak, Kurosaki Ichigo - odpowiedział za nią Genryusai. - Neverli zabija Shinigami po to aby "zaprowadzić spokój na tym świecie" jak to oznajmiła w dniu zabicia pierwszych swoich ofiar. Jej zdaniem, Shinigami nie pomagają, lecz zatrzymują cały proces. Oni tylko wszystko niszczą, my wszystko niszczymy. To co powiedział Staruszek zszokowało mnie. Była to dziewczyna, która miała własny światopogląd, w moim mniemaniu niezbyt inteligentny i oryginalny. W Świecie Ludzi nie takie rzeczy się zdarzały. - Ojej, czyżby Seireitei obawiało się jednej, kruchej i takiej małej istotki jak ja? - zapytała kpiąco i prychnęła. - proponuję znieść c a ł k o w i c i e wyrok na Ryunne, ponieważ gdy tego nie poczniesz mogę odnaleźć w niej swego sojusznika, więc - działaj, Staruszku... I znikła.
Jeżeli ktoś miałby do mnie jakiekolwiek pytania związane z: * Blogiem, * Moimi zainteresowaniami, * Końmi, * Anime & Mangą, * Filmami, * Książkami, * Muzyką, * Pisaniem i mogłabym wymieniać wasze tematy do końca roku, Zapraszam, odpowiadam na każde pytanie :P To on - Neverli
Unohana ma przyjazny i cierpliwy charakter, mówi bardzo spokojnie i opanowanie. Jest uprzejmą i troskliwą osobą, która zawsze używa form grzecznościowych kiedy z kimś rozmawia. Rzadko pokazuje negatywne emocje, takie jak nienawiść czy rozpacz. Chociaż, że jest bardzo spokojna, pokazuje innym, że nie należy jej nie doceniać, boją jej się nawet członkowie 11. Oddziału, jak i również jej dowódca -Kenpachi Zaraki. Także inni członkowie Gotei 13 okazują jej szacunek.
Dawniej jej charakter był zupełnie inny. Przed założeniem Gotei 13 miała opinię "okropnej osoby". Była ona pierwszym kapitanem 11. Oddziału, i to właśnie dzięki niej ten oddział zawdzięcza swoją obecną po dziś dzień formę.
Isane Kotetsu
Isane jest cichą i spokojną osobą tak jak jej kapitan. Bardzo słucha się Retsu Unohany. Czasami chce coś powiedzieć, lecz w ostatniej chwili wycofuje się i posłusznie spełnia rozkaz. Jest do niej niesamowicie przywiązana. Pierwszy raz widzimy ją, kiedy rozmawiała z Hanatarō, po tym jak ponownie zamknęli Kuchiki Rukię w Kaplicy Skruchy.
Genryūsai Shigekuni Yamamoto
Jako kapitan i dowódca Gotei 13, Yamamoto jest szanowany przez większość Shinigami, zwłaszcza przezKomamurę, któremu uratował życie. Yamamoto jest bardzo zasadniczy i oczekuje tego od innych. Był rozczarowany postawą Shunsuia Kyōraku i Jūshirō Ukitake, którzy sprzeciwili się wyrokowi na Rukii Kuchiki. Nie toleruje takich zachowań, a gdy ma doczynienia ze zdradą jest nieprzejednany i może walczyć bardzo agresywnie. Ze względu na wieloletnie doświadczenie, Yamamoto bardzo rzadko okazuje niepokój i zaskoczenie. Zazwyczaj reaguje otwarciem oczu, które przez większość czasu są zamknięte.
Wszechkapitan jest bardzo lojalny wobec Soul Society i traktuje swoje obowiązki bardzo poważnie, oczekując tego samego od reszty Gotei 13. Jego oddanie jest tak wielkie, że nie boi się poświęcić swojego życia w obronie Gotei 13, wierząc, że jego obowiązkiem jest zginąć dla dobra Soul Society w razie potrzeby, co było widać podczas jego walki z Aizenem.[6] Genryūsai jest bardzo zły, gdy Shunsui, Byakuya i Zaraki tracą swoje haori po wyprawie do Hueco Mundo. Twierdzi, że haori reprezentuje ich status jako kapitanów.[7]
Według Yhwacha w przeszłości, niedługo po powstaniu Gotei 13, Yamamoto był żądnym krwi demonem, który zrobiłby wszystko aby zabić swojego przeciwnika, nawet jeśli wymagałoby to poświęcenia życia swoich podwładnych. Zmieniło się to po eksterminacji Quincych, gdy w Soul Society w końcu zapanował pokój.[8]
Yamamoto docenia kulturę wschodnią i jest mistrzem w japońskiej ceremonii parzenia herbaty, ale nie lubi zachodniej kultury w przeciwieństwie do swojego wicekapitana Chōjirō Tadaoki Sasakibe. Co miesiąc organizuje spotkania dotyczące herbaty.[9]
Szczera wypowiedź Neverli: Ten rozdział to istne zagmatwanie, poplątane, niezrozumiałe, bo pisałam to długo, no ale jak jest to jest nie powinnam marudzić - mam nadzieję na pozytywne komentarze... xD
"[...] Bo to coś więcej niż miłość [...]"
- Kurosaki-san! Co tu robisz? - spytała mnie Isane stojąca tuż przed wejściem do baraków czwartego oddziału.
Ścisnąłem mocniej Ryu i przycisnąłem ją do piersi. Czułem jak robi się raz gorąca, raz zimna. To co się z nią działo było nienormalne. Jej temperatura momentalnie się zmieniała, skakała to w górę to w dół. Spojrzałem na porucznik tegoż oddziału.
Kotetsu Isane była bardzo wysoka, jak słyszałem była najwyższą kobietą w Soul Society. Jej krótkie, srebne włosy były ułożone tak jak zawsze, a miała na sobie tradycyjne, czarne kimono.
Wyraz twarzy Kotetsu wyrażał zdziwienie i niepokój, gdy jej oczy ujrzały drobną istotę w moich ramionach.
- Isane, zaprowadź mnie prędko do kapitan Unohany - rzekłem w jej stronę.
Dziewczyna kiwnęła głową i otworzyła drzwi tak abym wszedł pierwszy do środka i tak postąpiłem. Później wkroczyła ona i ruszyła przed siebie nakazując tym gestem podążać za nią.
***
Położyłem Ryu na jednym z łóżek w pomieszczeniu, gdzie było ich około dwudziestu, a na nielicznych leżeli Shinigami. Przed wejściem do tego miejsca spotkałem Hanatarou, który widząc mnie był uradowany, lecz spoglądając na córkę Kenpachi'ego zmieszał się i prędko odszedł. Teraz zorientowałem się, że ujrzał jej puste oczy, które były potwornie przekrwione.
Kotetsu powiadomiła mnie, że idzie wezwać kapitan Unohan'ę i wyszła z tego pokoju pachnącego ziołami.
Ja usiadłem na krześle stojącym tuż przy miejscu, gdzie spoczywała Ryunne i westchnąłem. Zamknąłem oczy i zamyśliłem się. Ryu co to było? Czemu ciągle coś jest nie tak? Czy to przeze mnie? Czy to wszystko moja wina? Ryunne, Ryunn, czarnowłosa córko Zaraki'ego, co się dzieje?
Usłyszałem szloch dobiegający jakby z mojego umysłu. Szloch, który wywoływał u mnie ciarki. Czułem jak włoski stają mi dęba. Rozszerzyłem powieki i zobaczyłem jak Ry zwija się z bólu. Włosy miała mokre, a oczy zamknięte. Usta wyginały się w grymasie. Zagryzała wargę zębami tak mocno, aż zraniła swoje usta.
Prędko uklęknąłem przy tapczanie i przytuliłem ją najdelikatniej jak potrafiłem. Była taka mokra, mokra od zimnego potu. Teraz była cała lodowata, a puls, który czułem tuż pod brodą zanikał. Stawał się coraz rzadszy. Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć Sześć odbić na minutę?! - wrzasnąłem w umyśle. Przecież ona umiera! To nie jest możliwe! To nie może być tak!
I w tym momencie usłyszałem trzask drzwi i kroki.
- Ichigo-kun, odsuń się i daj mi się przyjrzeć kobiecie - powiedziała delikatnym głosem Unohana.
Odsunąłem się jak najbardziej ostrożnie od Ryu i poczułem, że jestem mokry... od łez, zadźwięczały mi w głowie te słowa. Tak, od łez. Wytarłem wierzchem dłoni ciecz i spojrzałem na kapitan czwartego oddziału, która stała niczym posąg przyglądając się postaci spoczywającej na leżance.
- To jest... - wyszeptała dotykając ręki Ryu.
- Ryunne Kenpachi, Unohano - wtrąciłem się.
Kobieta zwróciła wzrok na mnie.
Niebieskimi oczami lustrowała mnie na wskroś. Czarne, długie włosy jak zawsze miała splecione na piersi w warkocz. Ubrana w kapitańskie haori, a także obi. Obok niej stała Isane z kataną kapitan w dłoniach.
- Kurosaki Ichigo, wiem to. Znałam tą dziewczynę bardziej niż ci się zdaje. Była dla mnie kimś na prawdę ważnym, a teraz jest w takim stanie... - orzekła półgłosem i przymknęła oczy.
- Czy ona... - chciałem o coś zapytać, ale ona mi przeszkodziła.
- Nie martw się, wyjdzie z tego... to tylko coś w rodzaju ataku, już kiedyś miewałam to u niej i szybko wracała do dawnej wesołej Ryunne. Później mi także wytłumaczycie jak tu się znalazła. Nie powinno jej tu być, a teraz proszę cię, wyjdź stąd... muszę się skupić.
Zrezygnowany, ze łzami gromadzącymi się w oczach wyszedłem z pomieszczenia trzaskając za sobą drzwiami. Zamiast stanąć tuż obok nich wybiegłem na podwórko aby odetchnąć świeżym powietrzem. Byłem już przy wyjściu szarpnąłem nimi, ale gdy ujrzałem kto stał za nimi znieruchomiałem. Genryusai Yamamoto, Kapitan Głównodowodzący, sprawca wygnania Ryu.
Moje źrenice rozszerzyły się, a w moim sercu pojawił się gryzący niepokój.
Staruszek odwrócił się w moją stronę, ponieważ wcześniej stał do mnie tyłem.
Mężczyzna, stary mężczyzna spoglądał na mnie spokojnymi, opanowanymi czerwonymi oczami. Jego długa biała broda jak zawsze układała się na klatce piersiowej, a długie białe brwi uniosły się w znaku zdziwienia. Haori miał zarzucone na ramiona.
- Yamamoto Genryusai - zwróciłem się do niego załamanym głosem.
Po raz pierwszy w swoim życiu nie wyraziłem się w jego stronę "staruszek". Byłem przerażony tym, iż przywódca całego Seireitei może odkryć obecność Ryu.
- Kurosaki Ichigo - przywitał mnie. - Co tu robisz, Zastępczy Shinigami? Czyż nie powinieneś teraz przebywać w Karakurze aby ją chronić? - dopytywał stonowanym głosem.
Drgnąłem na jego słowa i cofnąłem się o krok.
- Przybyłem tu na krótką chwilę... mam parę rzeczy tu do załatwienia... - zajęknąłem się.
Oparłem rękę o framugę i opuściłem głowę. Wsłuchiwałem się w swoje niemiarowe bicie serca.
*******************************
Ból. Kłucie. Łzy. Strach. Stałam na środku jałowej pustyni. Moje nogi były gołe, kaleczyły się o ostre kamienie. Niebo było pokryte czarnym płótnem, na którym wymalowane były "martwe gwiazdy". Pragnęłam postawić jeden krok na przód, ale po moim ciele rozszedł się przeraźliwy ból. Wrzasnęłam. Upadłam. I na horyzoncie ujrzałam idącego Ichigo, którego kimono rozwiewał wiatr. W ręku trzymał katanę, która nie przypominała katany, lecz wielki nóż, którego rękojeść była owinięta tylko bandażem. Chłopak rozglądał się dookoła jakby kogoś szukając, aż jego brązowe oczy spoczęły na mnie. Kurosaki zaczął biec w moją stronę, ale nie używał shunpo tylko zwykłego, ludzkiego biegu. Gdy odpychał się od podłoża wokół niego powstawała chmura kurzu. Po chwili trwającej dla mnie wieczność stał przy mnie i ukucnął. Wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją i wraz z nim uniosłam się do góry. Wpadłam w jego silne ramiona i otuliłam go żelaznym uściskiem tak abym nigdy w życiu go nie straciła. - Nie płacz, Ryu - wyszeptał mi do ucha. Dopiero odkryłam, że z moich oczu kapały łzy, które wsiąkały w jego kimono. Ściskałam go za materiał jakbym pragnęła go zerwać z niego i dotknąć ciepłego torsu Ichigo. Chłopak ucałował mnie czule w czubek głowy, a po chwili podniósł mój podbródek do góry tak abym mogła spojrzeć w jego oczy, w których ginęłam. Uśmiechnął się lekko i wziął mnie w ramiona. Wydawało mi się, że dla niego byłam lekka niczym piórko. Zaczęliśmy iść na północ.
Obudziłam się z krzykiem, cała zalana zimnym potem. Siedziałam na tapczanie w jakimś pomieszczeniu. Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam Isane oraz kapitan Unohanę, ujrzawszy je wytrzeszczyłam oczy. Rozszerzyłam usta w zdziwieniu pomieszanym ze strachem.
Kapitan czwartego oddziału uśmiechnęła się do mnie lekko tak jak kiedyś. Wciągnęłam powoli do płuc powietrze tak aby nie zadławić się nim. Przymknęłam oczy i opadłam na poduszki. Czułam jak w moim gardle wzbiera się ślina.
- Ryunne-san.
Usłyszałam nad uchem miękki głos Unohany. Rozszerzyłam delikatnie powieki i przyjrzałam się ponownie kapitan Retsu. Nie dziwił mnie jej warkocz z przodu, a także te nadzwyczajnie spokojne oczy nie wyrażające nic.
- Unohana-san, czy... - zaczęłam, lecz mój głos załamał się.
W moje oczy wpadła postać stojąca w drzwiach, a był to kapitan Głównodowodzący, akurat, gdy nie zdobyłam poparcia wszystkich kapitanów, akurat, gdy... nie jestem na siłach.
Obok niego stał Ichigo, który przerażony miał wlepione oczy we mnie. Przełknęłam ślinę i podsunęłam nogi pod brodę.
Bałam się o to co teraz może się ze mną stać.
Zaczęłam zgrzytać zębami, a do moich oczu napływały łzy. Nie chciałam stanąć właśnie teraz twarzą w twarz z Yamamoto Genryusai'em. Jak zawsze nie potrafiłam odczytać jego nadmiernie opanowanej maski.
W mojej głowie krzątały się różnorodne myśli, poczynając od tego co ze mną będzie i zarazem kończąc na tym jak przeżyje to Ichigo. Kochał mnie, a ja jego. Nie wybaczyłby tego Kapitanowi Głównodowodzącemu, zrobiłby wszystko aby mnie pomścić, ale... czemu tak sądziłam?
Przecież Kurosaki mógł także w inny sposób zareagować, lecz coś w głębi mnie mówiło, że on zrobiłby wszystko dla mnie, a nawet zabiłby najwyżej stojącą osobę w Soul Society. Bo to coś więcej niż miłość.
Czułam to. Czułam więź od samego początku. To więź łącząca nas oboje. Linia, której nie da się rozerwać. Będzie trwała, aż do samego końca, ponieważ jest w naszej dwójce pewien istotny drobiazg owocujący tym co narodziło się pomiędzy nami. Nie miałam pojęcia cóż to za czynnik, lecz teraz widziałam go przed oczami, patrząc na niego wyczuwałam przepływ energii, który ówczesnie był nikły, a teraz przerastał wszystko.