Hej, hej :)
Sorry, że ostatnio nie piszę, ale rozdział 22 mam już w przygotowaniu ^^
A tak poza tym nie po to piszę ten post, chodzi o...
Nowego bloga o 30STM, a czemu akurat o nich? No cóż... powiedzmy tak - od jakiegoś czasu jestem Echelon i nie potrafię żyć bez tej muzyki, bez patrzenia na Jared'a i pisania o nim, dlatego założyłam ten blog i zaczęłam pisać :3
Długo oczekiwana 21, a także zakończenie wątku - Soul Society. Następne rozdziały będą związane z Hueco Mundo itd. wiecie Aizen i te sprawy xD
Mam nadzieję, że zakończenie pierwszej części jest dobre :)
Wiem także, że to jest jeden z gorszych rozdziałów, ale po prostu nie miałam pomysłu i no wiecie musiałam coś głupiego wycisnąć z mojego głupiego móżdżka :D
"Wtedy to wszystko byłoby oparte na kłamstwie"
Prędko podeszłam do Ichigo, który spoglądał w miejsce, gdzie wcześniej znajdowała się Neverli. Nie pozostało po niej śladu. Rozpłynęła się w powietrzu.
Wszyscy mieli zdziwione twarze, tylko Kapitan Głównodowodzący wyglądał tak jak zawsze. Tej istoty nic nie zmieni - nawet najgorsze wydarzenie. Za to nigdy w życiu nie ceniłam Yamamoto, zresztą nigdy go nie ceniłam, był dla mnie tylko i wyłącznie osobą stojącą o wiele wyżej niż wszyscy, choć i tak nieco niżej niż Centrala 46. Co najlepsze od czasu, gdy miałam świadomość tego kim jestem, w Seireitei zmieniło się tak wiele, lecz on pozostał na tym samym miejscu. Neverli?, pomyślałam. To niemożliwe aby to była ta sama delikatna istotka, która razem ze mną w tym samym czasie skończyła akademię. Jej także nauka zajęła tylko rok. Obie stałyśmy na równi, lecz po skończeniu nauki ja stałam się silniejsza, a zaś Nev staczała się powoli, nie podnosiła swojej mocy, chociaż... teraz coś w jej reiatsu było tak potężne, że gdyby nie to, iż także jestem potężna - straciłabym moc aby oddychać. Czy to możliwe aby Never, aż tak się zmieniła?
- Ryu - wyszeptał Ichigo.
Chłopak przysunął się do mnie i stanął tak, by mój wzrok nie padał w miejsce, gdzie ówcześnie stała sylwetka Juushiro. Ja i tak podniosłam głowę nieco wyżej tak by ujrzeć cokolwiek - bez skutków - jestem za niska, stwierdziłam w głowie.
To wszystko wyglądało dziwnie, a także miałam trochę wątpliwości co do tego co oznajmił Genryusai, lecz nie miałam dowodów na jego kłamstwo. Coś w głębi krzyczało we mnie słowa Neverli sprzed roku, gdy po raz ostatni dano mi ujrzeć na wolności - Seireitei i niebo wiszące nade mną. "Neverli stała nieopodal mnie, przyparta do muru z podbródkiem uniesionym ku górze i oczami błądzącymi po błękicie nieba. Jej twarz była wyraźnie obojętna, lecz w oczach dostrzegałam tą dzikość, która była obecna za każdym razem, gdy ją spotykałam. Ręce miała skrzyżowane na piersi, a usta wygięła w gorzki uśmiech. Dostrzegła mnie, pomyślałam. Zawsze, gdy orientowała się, iż ktoś ją obserwuje robiła taką minę. Był to wyuczony już przez nią gest. Jej oczy powoli i drapieżnie wędrowały ku mojej sylwetce. Znałam te oczy tak długo, że mogłam z nich wyczytać wszystko, ale nie dzisiaj, dziś było w nich wiele iskier dotąd mi nieznanych - groźnych i niepodatnych na moje słowa. - Neverli - rzekłam cicho. - co tu robisz? - Przyszłam się pożegnać i... Nie dałam jej dokończyć, ponieważ podbiegłam do niej i przytuliłam ją mocno. Nev była moją najlepszą przyjaciółką. Znałyśmy się tak dobrze, iż mogłam powiedzieć o niej wszystko. Po prostu. - Czemu odchodzisz? - spytałam. Dziewczyna spięła się, ale po jakiejś sekundzie rozluźniła i otuliła mnie ramieniem. - Ryunne, to nie jest normalne co się dzieje w Soul Society, a dzieje się źle i to... że chcą cię usunąć sobie z drogi, bo masz za dużą moc - co to za banalne wytłumaczenie? Nie wybaczę im tego, rozumiesz? To nie fair, ale... nie chciałam o tym z tobą porozmawiać. Teraz jest ważniejsza sprawa. Odsunęła mnie od siebie i spojrzała mi prosto w oczy. Przytrzymała moje ramiona - mocno i kurczowo. - O co chodzi, Never? - dopytywałam prawie szeptem. - Ryu, jeżeli kiedykolwiek uda ci się powrócić do Soul Society pamiętaj, że jeśli będziesz potrzebować pomocy zawsze, gdzieś będę w pobliżu. Zawsze pomogę najlepszej przyjaciółce, zawsze, rozumiesz? I mam taką nadzieję, iż jakoś wykombinujesz powrót, choć nie będziesz o tym wszystkim pamiętać - puściła moje ramiona i wyprostowała się zakładając ręce na boki. Uśmiechnęła się szeroko. - jesteś tak bystra jak ja, może nawet bardziej. Jesteś silniejsza ode mnie - i to jest prawdą. Możesz zdziałać jeszcze wiele, dlatego ufam ci bezgranicznie. To jak jesteśmy związane tu będzie oznaczać związanie tam - wskazała dłonią na Bramę Senkai. - Ta przyjaźń to wieczność Ryunne"
Obraz pojawiał się przed moimi oczami tak wiele razy, że nie mogłam wytrzymać i zatoczyłam się do tyłu. Neverli, to ta Neverli, która zawsze była tą osobą, która w każdej sytuacji wyciągała pomocną dłoń. Zawsze pojawiała się znikąd. Czasami stawała się niewidzialna - w oczach obserwatorów. Nikt nie dostrzegał w niej szczerej nienawiści do Soul Society, aż do wtedy, gdy postanowiła odejść. Zdradziła nasze szeregi, lecz nie wstąpiła do żadnego z naszych wrogów, stała się po prostu kolejnym oddzielnym rozdziałem nieprzynależącym do ówczesnych przeciwników tego świata. Ukazała, że mają kolejną przeszkodę do usunięcia.
- Ryunne...
Usłyszałam głos Ichigo tuż przy uchu i zorientowałam się, iż zamiast upaść na podłogę spoczywałam w jego ramionach.
Odwróciłam leciutko głowę w jego stronę i rozluźniłam się widząc te brązowe, przerażone oczy, w których można było dostrzec także spokój.
- Ichigo... ja...
Nie mogłam wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku, ponieważ za posturą chłopaka pojawił się mój ojciec ze złym wyrazem twarzy.
Słyszałam jak na korytarzu ktoś biegnie, a potem wpada do pomieszczenia wyhamowując gwałtownie. Spojrzałam tam i dostrzegłam Renji'ego oraz Ruki'ę wpatrzonych w Kapitana Głównodowodzącego. Sam Genryusai rzucił im tylko przelotne spojrzenie.
- Ryunne Kenpachi, odroczę wyrok, ale - zatrzymał się na chwilę spoglądając spod przymróżonych oczu na mojego ojca. - przez najbliższy rok twoje miejsce będzie w Świecie Ludzi, w Karakurze. Razem z Kuchiki Ruki'ą i Kurosaki Ichigo będziesz utrzymywać tam porządek. Oczywiście masz zezwolenie na przebywanie w Soul Society, ale pod jednym warunkiem...
- Że nigdy nie użyję swej mocy na terenach Soul Society oraz Świata Ludzi - dokończyłam spuszczając wzrok na ziemię i splatając dłonie.
- Masz zezwolenie tylko i wyłącznie na shikai chyba, że... będziemy w krytycznej sytuacji i będzie potrzebny każdy kto ma ogromną moc - oznajmił.
Uśmiechnęłam się lekko i podniosłam głowę do góry. Wykrzywiłam usta gorzko i lekko zaśmiałam się.
- To i tak lepsze niż życie w niepewności, że kiedyś odzyskasz to co miałeś, teraz przynajmniej wiem, iż mogę bez żadnego lęku kroczyć po tym świecie. Teraz tak na prawdę odzyskałam wszystko co oczekiwałam. Odzyskałam wolność i dziękuję za to nie tobie Kapitanie Głównodowodzący, lecz mojej małej przyjaciółce Neverli. To dzięki niej przekonałeś się do tego, choć nadal masz wątpliwości co do swojego wyboru.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i bez żadnego słowa wyszedł z pokoju omijając Ruki'ę oraz Renji'ego, którzy ze zdziwieniem w oczach przyglądali się całemu zdarzeniu.
- Teraz czeka nas tylko oficjalne pozwolenie na powrót - orzekła Unohana.
Odwróciłam głowę w jej stronę.
- Nie wiem po co wędrowałam po kapitanach - mogłam wezwać Neverli i poprosić ją o zagranie takiej sceny.
Pani kapitan zrobiła oszołomioną minę.
- Wtedy to wszystko byłoby oparte na kłamstwie - powiedziała.
- Tylko żartowałam... - rzekłam pod nosem.
Tylko żartowałam. Nie posunęłabym się do takiego czynu. To wszystko byłoby fałszerstwem. Byłabym nieuczciwa wobec wszystkich. Takie coś nie dałoby mi życia w spokoju. Moje sumienie krzyczałoby nadmiernie w moim umyśle. Nie chciałabym tego.
Po jakimś czasie
Mogłabym powiedzieć - to wszystko było zaledwie wczoraj - a tak naprawdę stało się to tydzień temu.
A co dokładnie?
Chodzi mi o spotkanie, oficjalne spotkanie z kapitanami wszystkich oddziałów i omówieniem mojego położenia. Podczas konwersacji doszło do sprzeczki Soi Fon - kapitanem 2 oddziału -, a Komamurą - kapitanem 7 oddziału. Kłótnia poszła o to, iż jestem wielce niebezpieczna, a także o ponowne wytarcie mi pamięci o tym wszystkim, lecz Komamura od razu rzucił się na panią kapitan 2 oddziału i zaczął wykrzykiwać, że to niedorzeczne. Oczywiście Soi Fon nie odpuściła przywódcy 7 oddziału i tak przez parę minut wymieniali wobec siebie różne dziwne zdania, a wszyscy zgromadzeni wpatrywali się w nich, jak w idiotów. Całą akcję zakończył Yamamoto wykrzykując "komendę" niczym do uczniów: spokój!
Potem zapanowała zapragniona cisza i zaczęto ponownie rozmowę na mój temat. Większość była za tym aby w jak najszybszym czasie przywrócić mi stanowisko i tak też się stało. Odroczono karę. Byłam w pewnym rodzaju wolna i szczęśliwa w duchu, iż mogę wędrować po tej ziemi.
Teraz stałam przed Bramą Senkai. Za dosłownie parę sekund wraz z Ichigo mieliśmy powrócić do Karakury.
Spojrzałam się na rudowłosego stojącego obok mnie i trzymającego za rękojeść Zangetsu. Jego palce jeździły po bandażach, aż zwrócił swe oczy w moją stronę i przekrzywiając głowę w bok uśmiechnął się szeroko.
Odwzajemniłam ten gest i cicho westchnęłam szczęśliwa, że mam takiego przedstawiciela płci męskiej u swego boku. Kochałam go najbardziej w świecie. Mogłabym zabić aby być z nim. Wydrapałabym oczy temu kto zrobiłby mu jakąkolwiek krzywdę. I po ostatnie i najważniejsze - chcę być z nim do końca. Chcę go całować, trzymać za rękę, czuć jego oddech na plecach i dotyk miękkich, subtelnych warg na mych ramionach.
I najlepsze jest to, że wiem, iż on pragnie tego samego.
- Wpatrujesz się we mnie jak w jedzenie - powiedział z komizmem.
Trzepnęłam go delikatnie w ramię i oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem. Wpadłam w ciepłe ramiona Ichigo, który oplótł mnie w okół taki i przyciągnął jeszcze bliżej. Staliśmy złączeni niczym jedna istota. Zlewaliśmy się ze sobą, bo byliśmy jedną duszą.
- Wiesz, fajnie jest wpatrywać się w ciebie jak w jedzenie - rzekłam z chichotem. - smacznie wyglądasz jak na Shinigami.
Wydałam przeciągły dźwięk, który brzmiał jak "mmm". Jego usta przywarły do mojego czubka głowy całując go czule.
- A więc wcześniej, jako człowiek, nie byłem smaczny? - zapytał rozbawiony.
Obróciłam się plecami do niego tak, że złożył dłonie na moich splecionych na piersiach i lekko smyrał je kciukiem.
- Hmmm... można by powiedzieć, że w pewnym sensie byłeś, ale... ten ubiór Shinigami dodaje ci męskości oraz... smaczności - wymruczałam wtulając głowę w jego tors.
Z klatki piersiowej chłopaka wydobył się uroczy śmiech.
- Jesteś zabawna, Ryu - wyszeptał.
Przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Czułam jakbym wpadała w niego.
- Nie martw się. Ty też.
Na te słowa szybko obrócił mnie w swoją stronę i momentalnie usta Ichigo znalazły się na moich. Zarzuciłam ręce na kark Kurosakiego, a on ułożył dłonie na moich biodrach. Nasz pocałunek dłużył się, ponieważ tak namiętnego i niezwykłego wyznania nie doznałam nigdy. Czułam jak nogi robią mi się miękkie i tracą grunt, dlatego też chwycił mnie w mocnym i pewnym uścisku.
Czułam się jak ptak wznoszący się na skrzydłach z powietrza. Jak woda brnąca korytem rzeki. Jak księżniczka na wieży, która spotkała księcia na białym koniu. To uczucie nie równało się z niczym. Było delikatne, ale zarazem mocne.
Trwaliśmy tak do momentu, gdy jeden z Shinigami nadzorujących powrót do Świata Ludzi odchrząknął zwracając naszą uwagę.
Oboje sapiąc z pożądania odwróciliśmy się w jego stronę. Był to jeden z tych typowych, słabych Shinigami bez przyszłości i choć szansy uzyskania Bankai.
Zdenerwowany i cały spocony drżącą dłonią przejechał po krótko ściętych włosach. Najwyraźniej był bardzo słaby, że w naszym otoczeniu już popadał w kakofonię bólu i cierpienia przez naszą niekontrolowaną moc ulatniającą się z nas. To prawda. W momencie pocałunku wypuszczaliśmy moc, nie kontrolowaliśmy jej. Dlatego też po krótkim spojrzeniu na zebranych zgadłam, że większość z nich była zdenerwowana i zachowywała się jak ten chłopak.
- Hmm... Kurosaki-kun będę musiał wpadać do Karakury co jakiś czas aby sprawdzić, czy na pewno nie zrobiłeś krzywdy mojej córce.
Na dźwięk głosu mojego ojca spojrzeliśmy w bok by go ujrzeć. Wyglądał tak jak zawsze, a na twarzy widniał szeroki uśmiech.
- Hah, wiesz mam nadal nadzieję na jakąś małą bitwę! - wykrzyknął zuchwale.
Ichigo zaśmiał się pod nosem.
- Chyba nawet wiem kto wygra, Zaraki! - powiedział unosząc nieco głos.
Ojciec ruszył w naszą stronę i stojąc już na przeciwko nas ułożył rękę na ramieniu Kurosaki'ego. Zrobił kamienną minę i wypowiedział słowa, o których nie mogłabym się spodziewać po nim.
- Opiekuj się moją córką, Ichigo-kun - wyszeptał. - i dbaj o nią na czas póki nie wróci pod moją opiekę.
- I tak też uczynię Kenpachi! - obiecał.
Zwróciłam oczy w stronę Zastępczego Shinigami, który wpatrywał się w mojego ojca z wielkim zainteresowaniem i zdziwieniem.
- Oto-san! Będę tęsknić! - powiedziałam.
Rzuciłam się na tatę wtulając się w muskularny tors. Oplótł mnie ramionami i pogłaskał po głowie.
- Na szczęście mogę do ciebie w każdym wolnym czasie przyjść, a teraz moi drodzy - Brama Senkai stoi otworem!
Spojrzałam na ojca ostatni raz z uśmiechem na twarzy i pogodnym wyrazem twarzy, i zapamiętując wszelki szczegół, chwytając rękę Ichigo weszliśmy w światłość.
- Teraz jeszcze trochę i mogę wrócić na zawsze - szepnęłam przekazując tą wiadomość tylko dla siebie.